Szukaj

Od start-upu do konkretu w edukacji

Wywiad z twórcami start-upów edukacyjnych. O swoich projektach opowiadają: Łukasz Haluch z Brainly, Mateusz Stec z Duckie Deck oraz Jan Szetela z Vocabla
Od lewej: Łukasz Haluch z Brainly, Mateusz Stec z Duckie Deck oraz Jan Szetela z Vocabla | fot. Mateusz Szeliga

O tym jak ze swoim start-upem zawojować świat i co wydarzy się na rynku internetowym w najbliższej przyszłości, rozmawiamy z trzema firmami, które przeszły drogę od start-up’a IT do biznesu o światowym zasięgu. Wszystkie działają w branży edukacyjnej


Świat przedsięwzięć internetowych onieśmiela, gdyż szybko się zmienia i jest ulotny. Czy możecie w prostych słowach wytłumaczyć na jakim rynku działacie?

Łukasz Haluch: W przypadku naszej firmy przenieśliśmy do internetu giełdę wiedzy, jaka funkcjonowała od zawsze w każdym środowisku uczniowskim. Dzielenie się wiedzą, poszukiwanie, wybór i składanie w  jedną całość informacji z wielu źródeł to esencja procesu edukacyjnego. Stworzyliśmy miejsce, w którym uczniowie dzielą się wiedzą i osiągają korzyści skali, gdyż działają w grupie dużo większej niż tradycyjna szkolna klasa. Nasz zespół moderatorów czuwa nad jakością i poszanowaniem praw autorskich. Poniekąd wpływamy też na samych nauczycieli, gdyż istnienie takiego serwisu jak nasz zmusza ich do tworzenia zmuszających do twórczego myślenia zadań.

Mateusz Stec: My docieramy do nieco młodszego odbiorcy, a konkretnie tworzymy aplikacje edukacyjne dla dzieci w wieku 1-6 lat. Tutaj głównym rynkiem jest zdecydowanie USA. Roi się tam od developerów, dystrybutorów, małych i dużych firm. Konkurencja jest duża, szczególnie na iOS, chociaż nawet tutaj spora część aplikacji jest dość słaba i wtórna. Na Androidzie jest trochę gorzej, a na Windows Phone wartościowych aplikacji prawie nie ma.

Aby wyróżnić się wśród aplikacji dla najmłodszych, postanowiliśmy skupić się na mniej oczywistych wartościach. Zamiast alfabetu, cyferek i kolorów uczymy dzieci dzielenia się, pokonywania strachu przed ciemnością, jedzenia warzyw i owoców, higieny, wartości rodzinnych czy nawet sztuki.

Jan Szetela: W przypadku Vocabli od samego początku targetowaliśmy się na rynki zagraniczne. Nauczanie w dobie internetu, a w szczególności nauka języka obcego, jest obecnie transnarodowe i tradycyjnie rozumiane granice nie mają tu żadnego znaczenia i zastosowania.

Podobnie jest w wielu innych przypadkach. Obecnie działamy z sukcesami na wszystkich kontynentach ucząc angielskiego w ośmiu językach. Wymaga to jednak wielu wyzwań i elastyczności ponieważ każdy rynek jest inny i należy się dostosować do indywidualnych potrzeb klienta. Nasze najlepsze rynki to dotychczas Polska, Chiny i ex aequo Turcja oraz Rosja, czyli skrajnie różnorodne środowiska i potrzeby.

Jaka będzie następna “wielka rzecz”, na którą powinni być gotowe firmy i ich klienci?

Łukasz Haluch: Można powiedzieć, że mamy do czynienia ze zjawiskiem “kopiuj-wklej” świata rzeczywistego do Internetu. Nie znaczy to, że wcześniej nie robiliśmy pewnych rzeczy elektronicznie, albo że tradycyjne formy działania zanikną. Chodzi o to, że skala rynku internetowego rośnie i wkracza on na tereny wcześniej dla niego niedostępne. Tymczasem rynek tradycyjny nie zanika, ale zmienia się.

Jeszcze niedawno za pomocą telewizji można było dotrzeć do praktycznie całych segmentów odbiorców. Dziś wśród niektórych grup jest to praktycznie niemożliwe. Zmieniają się też same projekty internetowe. Prosta reklama, na której kiedyś zarabiały duże portale internetowe dzisiaj nie jest już atrakcyjnym produktem.

Mateusz Stec: Jeśli chodzi o nasz dość chaotyczny rynek aplikacji, od pewnego czasu obserwujemy próby
wprowadzania pewnych standardów. W najbliższym czasie duże znaczenie będzie miała egzekwowana od niedawna przez App Store polityka ustawy chroniącej prywatność dzieci COPPA. W skrócie polega ona na tym, że aplikacja musi chronić dane osobiste dzieci oraz nie pozwalać na dokonywanie przez nie transakcji kartami kredytowymi rodziców. Zabronione są również jakiekolwiek niezabezpieczone linki wychodzące z aplikacji.

Jest to ciekawy przypadek, gdyż prywatna firma dba o wdrożenie wytycznych rządowych. Aplikacje, które jej nie spełniają najzwyczajniej znikną z App Store. Apple stworzyło nową kategorię Kids na App Store, gdzie rodzice mają łatwy dostęp do sprawdzonych i bezpiecznych aplikacji. Właśnie na takie jest popyt i takie warto tworzyć.

Jan Szetela: Gdybyśmy to wiedzieli, to najpewniej nie siedzielibyśmy tutaj, tylko leżeli gdzieś na Karaibach. Bezsprzecznie mamy do czynienia coraz bardziej z przejściem na mobile wielu tradycyjnie rozumianych modeli biznesowych, rynkowych i reklamowych. Dynamika zmian jest jednak ogromna i w obrębie samego rynku aplikacji mobilnych i internetowych panuje ogromny chaos, w którym użytkownikowi trudno się połapać. Przypuszczalnie przejdzie jakaś forma regulacji, w stosunku do której twórcy i producenci aplikacji będą musieli się podporządkować, by dalej być widocznym na rynku. Jedni chcą być wielkim piłkarzem albo modelką. Inni marzą o założeniu firmy internetowej. Co możecie poradzić młodym ludziom, którzy chcieliby spróbować swoich sił w tym biznesie?

Łukasz Haluch: Jeśli ktoś chce spróbować swoich sił w internecie powinien nastawić się na dużą skalę
działania. Obecnie ruch w serwisach Brainly to około 19 milionów unikalnych użytkowników miesięcznie, 50 milionów wizyt, które generują 130 milionów odsłon. Duży wolumen można osiągnąć zaspokajając powszechną i ważną potrzebę użytkowników. Jeśli zrobimy to dobrze, zawsze znajdą się klienci, którzy
będą chcieli nam zapłacić. Doskonałym przykładem świeżego podejścia do pozornie starych produktów
są serwisy, takie jak Netflix, Hulu, Viber czy Spotify. Wszyscy są zadowoleni: klienci płacą grosze i mają
swobodę działania, a sprzedawcy pozyskują klientów którzy w tradycyjnym modelu nigdy by nimi nie zostali. Ale żeby zarabiać na takim modelu nie można mieć 100.000 użytkowników, trzeba celować w miliony.

Jeśli więc Wasz pomysł nie dotyczy tak powszechniej potrzeby jak np współdzielenie zdjęć, lepiej od razu zastanowić się nad wejściem na rynki innych krajów. Oczywiście oznacza to konieczność zrozumienia tych rynków.

My radzimy sobie z tym zatrudniając osoby, które są rodowitymi mieszkańcami krajów, w których działamy. To właśnie dzięki nim nie robimy prostej kopii serwisu w innym języku, ale dostosowujemy się do oczekiwań miejscowych klientów. Oczywiście nie na wszystkie rynki łatwo jest wejść. Dobrym przykładem jest rynek chiński, który jak na razie jest bardzo trudno dostępny dla graczy internetowych spoza tego kraju. Wracając na ziemię, wszystko zależy od tego jakie ma się ambicje. Musisz wiedzieć, co chcesz zrobić. Trudno powiedzieć, że jeden biznes jest lepszy od drugiego.

Można być szczęśliwym prowadząc niewielki sklep internetowy, albo pracując na etacie. Ale jeśli marzysz o wielkim serwisie, to nie może się on opierać na rzeczy, która już w świecie rzeczywistym jest ważna tylko dla wąskiej grupy odbiorców. Nawet jeśli jest ona kultowa. Zamiast tego zainwestuj w treść poszukiwaną przez powszechnych odbiorców i zbuduj pierwszą społeczność. . Nie da się zrobić kuli śnieżnej z niczego. Musisz mieć pierwszą bazę użytkowników i trzeba ją pozyskać oprócz działań PR’owych także przez płatną reklamę.

Od startupa do konkretu wywaid 02
Na zdjęciu: Mateusz Stec – Duckie Deck

Mateusz Stec: Jeśli ktoś chce spróbować swoich sił w biznesie powinien po prostu zacząć. Najtrudniej jest postawić pierwsze kroki, pokazać się ludziom – jak Cię zobaczą, to Ci pomogą w dalszej drodze.

Polska nie jest liderem jeśli chodzi o start-up’y, ale też nie ciągnie się w ogonie. Jesteśmy gdzieś pośrodku. Mamy bezkonkurencyjnych programistów, niezłe warunki do budowania firm, brakuje nam tylko większej śmiałości.

To jednak się zmienia dzięki takim firmom jak Estimote czy Base, które odnoszą sukcesy globalnie i dają mnóstwo energii to działania. W Krakowie, gdzie mieści się nasza siedziba bardzo pomaga atmosfera – start-up’y wspierają się nawzajem, wymieniają się doświadczeniem i usługami. Przeszkadza brak naprawdę dużych, globalnych graczy – dystrybutorów, inwestorów, partnerów. Zazwyczaj żeby się do nich dostać, trzeba po prostu pojechać do nich na miejsce.

My zaczęliśmy od projektu z grami dla dzieci Ciufcia.pl, który docierał prawie do połowy polskich rodzin z dziećmi. Potem ambicje wzrosły i postanowiliśmy wyjść na rynek globalny i tak powstał Duckie Deck. Podczas naszych działań w USA doszliśmy do wniosku, że rynek gier dla dzieci przeniósł się już prawie całkowicie do mobile – dlatego podjęliśmy decyzję, że właśnie tam wykorzystamy naszą wiedzę i doświadczenie. Wyjazdy za granicę obfitują w spotkania z ludźmi, którzy podsuwają nowe pomysły, pojawiają się nowe możliwości, propozycje partnerstw. Czasem dość nietypowe. Kiedyś będąc w San Francisco poznaliśmy dziewczynę z oddziału drukarek HP, która była zainteresowana przeniesieniem naszych gier na papier w formie drukowanek. Wprawdzie ta współpraca nie doszła do skutku, ale to pokazuje jak niespodziewane propozycje mogą się pojawić.

Jan Szetela: Start-up’y to obecnie modny biznes. Rosną one jak grzyby po deszczu, co jest bardzo pozytywnym zjawiskiem gdyż tworzy na rynku różnorodność i przestrzeń do twórczej kreatywności. Środowisko w dużych miastach jak Kraków, Wrocław, czy Warszawa na pewno sprzyja i jest bardzo aktywne. Często się to przekłada na wzajemną pomoc i mentoring, co bardzo ułatwia stawianie pierwszych kroków w biznesie. Ponadto zasoby ludzkie są w naszym środowisku stoją na bardzo wysokim poziomie. Mamy dużo zdolnych ludzi, którzy chętnie pracują przy takich projektach, gdyż stanowi do dla nich wyzwanie, poczucie tworzenia czegoś od podstaw i odskocznie od alternatywy nudnej korporacyjnej pracy.

W moim przekonaniu najważniejszy jest pomysł na biznes a także jego korespondencja z potrzebami użytkownika. Przy czym warto zaznaczyć, iż nie chodzi o to by kreować nowe potrzeby a raczej znaleźć lukę, niewykorzystaną przestrzeń (lub przestrzeń do ulepszeń), lub problem do rozwiązania. Aplikacja musi być użyteczna, rozwiązywać konkretny problem, lub spełniać określoną potrzebę, aby odnieść sukces. Później przychodzi najtrudniejsze, czyli jaki model biznesowy opracować by zdobyć ruch i użytkowników. Przy tak chaotycznym rynku nie ma reguł i często musi być wymyślany ad hoc w kontekście naszej specjalizacji, niszy.

W naszym przypadku potrzeba była prosta, ale także trudna ze względu na dużą konkurencje w sektorze – mnóstwo ludzi chcę i uczy się angielskiego w kontekście pracy, studiów, egzaminu, etc. Ciągle słyszy lub widzi się angielskie słówka, których nie znamy i najczęściej zapominamy po paru minutach później. Naszym wyzwaniem było stworzenie nowego rodzaju społecznej platformy w której gromadzi się, dzieli się, uczy się wymowy i pisowni słówek. Strzałem w dziesiątkę okazał się także plugin, dzięki któremu w łatwy sposób gromadzi się i tłumaczy słówka surfując po internecie. A jeśli ktoś najpierw chciałby zdobyć trochę doświadczenia w pracy u kogoś, to jakie umiejętności powinien zdobyć i do jakich pracodawców z branży IT aplikować?

Mateusz Stec: Najbardziej poszukiwani są oczywiście projektanci i programiści web i mobile – my najbardziej cenimy takich, którzy nie zamykają się na jeden język programowania i są ciągle otwarci na naukę. Poza tym trzeba lubić to co się robi, wtedy pracodawca to widzi i chętniej się angażuje. Jeśli chodzi o firmy, do których warto aplikować to są dwie opcje: pracować w korporacji lub dołączyć do jakiegoś start-up’u, który tworzy coś co Ci się podoba. Start-up może dostarczyć ciekawych zadań, samodzielności, wyzwań, zaoferować rozwój. Dać możliwość zmiany świata na lepsze i posiadania wpływu na tworzone produkty. Dla niektórych to dużo ważniejsze niż bezpieczna praca.

rozmawiał: Szymon Wachal, zdjęcia: Mateusz Szeliga