Rozmowa z Asią Litwin, mistrzynią kitesurfingu, o przygodzie życia z latawcem, ekspresowym poznawaniu świata podczas startów w zawodach sportowych, podejmowaniu trudnych decyzji i pozytywnym spojrzeniu na to, co nas spotyka
Kiedy rozmawialiśmy ostatnio nie oczekiwaliśmy, że tak szybko będziesz podsumowywać Twoją kajtową karierę…
Decyzję o skończeniu kariery podjęłam w marcu 2014, po licznych konsultacjach z lekarzami i rodziną. Wypadek w RPA rok wcześniej sprawił, że taką decyzję podjąć musiałam. Kajt kosztował mnie bardzo dużo. Złamane biodro, zwichnięte biodro i problemy z barkiem. Niestety nie obyło się bez kilku operacji. Nie mogę więcej ryzykować, pływanie boli i już nie przyjemnością. Jestem zadowolona ze swojej bardziej przygody niż kariery kitesurfingowej. To przygoda życia! Będę miała co opowiadać wnukom.
To nie była łatwa decyzja. Pogodziłam się z tym. Nie patrzę w tył, patrzę do przodu, bo to nie jest koniec świata. Kajt kosztował mnie dwa biodra, miałam też operację barku. Ale połamałam się na czymś co kocham robić. Dobrze, że nie stało się to przypadkowo. Ja sama się pchałam na tę wodę i nie żałuję. Fajnie było!
Z jednej strony widać, że Ci żal, ale z drugiej wyglądasz na odprężoną. Może po prostu bycie młodą gwiazdą to ciężki obowiązek? Weźmy takiego Justina Bibera – co by nie zrobił zaraz wszyscy chcą mu dopiec.
Łatwo ocenia się ludzi, którzy zrobili szybkie kariery. Tłumy go uwielbiają, nie słucham jego muzyki, ale go szanuję. Jeśli jest taki słaby, a to co robi jest takie proste i durne, to zróbcie to samo. Oczywiście, za jego sukcesem na pewno stoi sztab ludzi, ale koleś jednak wie co robi. Na pewno miał wiele szczęścia, ale on je wykorzystał. I przykład z polskiego podwórka – sukces internetowego filmiku z jamnikiem przebranym za pająka – to takie proste, ale jakoś nikt wcześniej tego nie zrobił.
Jak to jest zwiedzić w kilka lat więcej świata niż niejeden człowiek przez całe życie?
Najlepsze co wyniosłam z tego, to niesamowita różnorodność doświadczeń. Zjeździliśmy cały świat przez te osiem lat. Najpierw mama i tata jeździli razem ze mną, ale później już tylko trener. Podróżowanie uczy samodzielności. Przez ten zbiór doświadczeń wiesz, że sam możesz sobie poradzić. Nie wspominając o posługiwaniu się obcymi językami bez zastanowienia.
Jakie miejsce najbardziej Cię urzekło?
Jeśli chodzi o miejsca w którym byłam, to zdecydowanie urzekła mnie Brazylia. Piękne widoki, doskonała pogoda i najlepsze warunki do uprawiania sportów wodnych.
A z miejsc, do których chciałabym kiedyś pojechać najbardziej pociąga mnie Alaska. Jest to zupełnie inne miejsce w porównaniu do tych, w które podróżowałam przez te ostatnie lata. Jeśli zdrowie dopisze to może uda się spróbować heliskiingu. Jak będzie to zobaczymy…
Niby fajna sprawa, ale czy nie strach wysiąść na szczycie góry z helikoptera i zjechać w puchu wśród skał?
Pewnie bym się bała. W ogóle się boję, ale chodzi o przełamywanie ograniczeń. Czym innym jest brawura, a czym innym podjęcie świadomego ryzyka. Jeśli teraz stanęłabym na szczycie to nie zaryzykowałabym zjazdu. Ale gdybym była przygotowana to odważyłabym się. Czujesz w środku, że jesteś gotowy.
Jak to jest osiągnąć wiele w dziedzinie, która budzi podziw, ale nie jest społecznie uważana za dającą solidne źródło utrzymania jak np. bycie prawnikiem czy lekarzem?
Jeśli ma się szansę na robienie tego co się kocha, to nie ma się nad czym zastanawiać. Przecież nie zawsze mamy takie szczęście i wsparcie. Ale jeśli się patrzy na ludzi z korporacji, to chyba też nie jest z nimi wszystko w porządku? Coraz bardziej popularny staje się zawód psychologa i psychoanalityka. Podejrzewam, że ci stateczni, wiarygodni ludzie nie zawsze są szczęśliwi. Więc jeśli można robić to, co się kocha i zarabiać tylko trochę mniej będąc jednocześnie szczęśliwszym to czemu nie? Jedni idą na prawo czy medycynę i wcale tego nie krytykuję. Ale dla mnie główny powód życia to czuć się spełnionym.
Jak elegancko zakończyć coś, czym się pasjonujemy – zwłaszcza kiedy oczekiwania otoczenia są rozbudzone?
Moim zdaniem nie powinno się zwracać uwagi na to, co mówią inni tylko na to, co czujesz. Jeśli chcesz robić coś innego, jeśli to jest moje zdrowie i moje ciało mnie z tego rozliczy, to nie zamierzam spełniać niczyich oczekiwań. To co robimy jest wymagające i przez to przykuwa uwagę. Teraz mamy spotlight, ale to wszystko się odezwie za kilkanaście lat. Sporty ekstremalne wiążą się z ogromnymi przeciążeniami, a margines błędu jest bardzo mały. Nigdy nie wiesz co się stanie.
Bolesny temat, ale może kilka słów o rehabilitacji – dla tych co nie przechodzili, żeby mogli spróbować sobie wyobrazić ile kosztuje motywacja do systematycznego wysiłku, a dla tych co przechodzą, żeby dodać im siły.
Rehabilitacja to dziesiątki godzin, małe kroki wymagające cierpliwości i dokładności. Lubię trening, ale to inny rodzaj wysiłku. Trzeba mieć ogromną motywację. Rehabilitacja jest równie ważna jak sam zabieg. To ona głownie sprawia, że wracasz do pełnej sprawności. Teraz powoli zaczyna sprawiać mi przyjemność – jak wszystko w życiu – to też jest kwestią nastawiania. Dzień po dniu, wysiłek do wysiłku – to daje wynik, ale po pewnym czasie. Nie da się wyjść znikąd – w sporcie i w życiu. Nie da się nadrobić. Trzeba przejść krok po kroku. A czasem warto zwolnić, żeby można było później szybciej skończyć.
Nie chowajmy głowy w piasek, jak to jest się zmierzyć z taką sytuacją, najciemniejszy moment i czego się wtedy chwytać?
Dramaty ludzi są wtedy jeśli coś staje się na całe życie – kontuzja to jeszcze nie jest coś strasznego.
Bezsilność jest najgorsza. Sama miałam takie momenty – najgorsze są dialogi wewnętrzne. Ale po co się na tym skupiać, kiedy mogę w tym momencie coś zrobić? Łatwo powiedzieć! Ale mimo wszystko trzeba skupić się na celu.
Nie koncentruj się na swojej bezsilności. Skup się tylko na tym nad czym masz kontrolę, a przynajmniej to zaowocuje. Gdybanie nigdzie nie prowadzi – nie mamy wpływu na to co się stało.
Jak się zachowują sponsorzy i wszyscy, którzy dotychczas Cię wspierali? Mają pomysł co robić, czy odpuszczają?
Sponsorowanie sportowców to dla firmy zawsze jest ryzyko. Gdybym miała firmę, to byłoby dla mnie logiczne, że istnieje takie ryzyko i można zainwestować w kogoś, kto odejdzie ze sportu przed osiągnięciem największych sukcesów. Z drugiej strony zawodnik też musi rozumieć to, że sponsorzy odchodzą, kiedy przestanie startować, bo przecież oni tez muszą realizować swój plan. Ale to jest bolesne zwłaszcza dla młodych zawodników. Ja mam to szczęście, że firmy które mnie wspierały są ze mną od początku do końca. Jeśli jesteś poważny to albo się w coś pakujesz albo nie.
rozmawiał: Szymon Wachal, zdjęcia: Mateusz Szeliga