Fajnie, że zapanowała moda na przedsiębiorczość, ale można odnieść wrażenie, że kluczowym jej składnikiem są biura w pofabrycznych halach, pufy, hamaki i europalety pełniące rolę foteli. Czy to źle, że stylizujemy się na kalifornijski luz? Ależ skądże – to całkiem miły klimat i przynajmniej na wyposażaniu biur można zarobić. Tylko czasem irytuje to uczucie, że Twój kolejny start-up, to w istocie przykrywka następnego nietrafionego biznesu. Zakładanego bez pieniędzy na reklamę i rozwój produktu oraz niechęć do tak przyziemnej czynności, jaką jest szukanie klientów
Jeśli więc sami macie do czynienia z tym środowiskiem – prowadzicie start-up, chcecie go założyć, albo pracować w jednym z nich, musicie zwrócić uwagę kilka spraw, które mogą zadecydować o sukcesie:
1. Kto jest liderem tego przedsięwzięcia?
Dobre relacje i luz są w cenie, ale start-up funkcjonuje zwykle w dość chaotycznym otoczeniu. Jeśli nie ma jednego lidera, który ma pełną decyzyjność i zarazem pełną odpowiedzialność, wtedy całe towarzystwo będzie się koncentrować na dyskusjach, zamiast działać. Przedsięwzięcie straci swój największy atut – zdolność szybkiego reagowania na sytuację na rynku.
2. Czy sprawy organizacyjne są solidnie prowadzone?
Podobnie jak nie zaufasz sklepowi internetowemu podającemu jedynie e-mail, tak samo start-up krzak bez adresu i telefonu wymaga sprawdzenia. Jeśli ktoś ma wielkie ambicje, a boi się zarejestrować firmę lub nie ma pieniędzy, by wynająć tanie biuro, może okazać się nie gotowy na rozpoczęcie przygody z biznesem. Zapewnienia typu – „Zarejestrujemy się jak pozyskamy klienta.”, albo „Tniemy koszty i rozwijamy projekt dzięki pieniądzom z zysku.” powinny stanowić sygnał ostrzegawczy. Dlaczego? Mogą one świadczyć o niechęci do ryzyka i zostawieniu sobie furtki do wycofania się przy pierwszych przeszkodach.
3. Czy start-up boi się stawiania głupich z pozoru pytań?
Każdy start-up musi od zera zbudować swój produkt. Nawet jeśli kopiuje sprawdzony model, to musi sobie odpowiedzieć na wiele podstawowych i banalnie wyglądających pytań. Jeśli nie potrafi prosto odpowiedzieć na pytanie „Ej, co wy właściwie robicie w tej waszej firmie?” to znaczy, że firmy jeszcze tak naprawdę nie ma. Żadna rzecz nie jest oczywista i żadne pytanie nie jest głupie, by sprawdzić czy pomysł biznesowy jest dojrzały.
4. Czy start-up wydaje pieniądze na reklamę czy wierzy w darmową promocję w internecie i wśród znajomych?
Mimo, że internet daje ogromne możliwości promocji to nie znaczy, że reklama w nim jest darmowa. Co więcej zrobienie taniej i dobrej kampanii w sieci wymaga sporego doświadczenia i nigdy nie przyniesie natychmiastowego zwrotu. A znajomi i przyjaciele zwykle zaczekają z zakupem waszego wspaniałego produktu do momentu kiedy zaakceptuje go rynek.
5. Start-up’owiczom uderza do głowy woda sodowa?
W biznesie musimy korzystać z pomocy innych, a nikt nie lubi pomagać bufonom. Mądrze brzmiące nazwy stanowisk lub przedstawianie paru lat przeciętnego doświadczenia zawodowego jako bezcennej wiedzy eksperckiej wygląda żałośnie i odstrasza sensownych współpracowników.
6. Czy książki motywacyjne lub teorie jakiegoś guru biznesu są bezkrytycznie przyjmowane za pewnik?
Oczywiście nie ma nic złego w czytaniu biografii założycieli wielkich firm internetowych, ale to dobra rozrywka po godzinach. Takie lektury mogą stanowić co najwyżej źródło motywacji czy inspirować, ale nie powinny być traktowane jako podręcznik biznesu. Nie trzeba być geniuszem, by zrozumieć, że to jak postrzegamy znanych przedsiębiorców jest starannie przygotowaną kreacją. Ma ona ocieplać wizerunek wielkich firm, a nie pokazywać pełny i prawdziwy szlak na szczyt. Czytajcie książki, ale odłóżcie je na półkę biorąc się do pracy! Nikt nie napisze wam o latach żmudnej i nudnej pracy, trudnych kompromisach jakie były konieczne i zwyczajnym szczęściu, jakie miał niejeden guru.
7. Ocenianie zyskowności projektu zbyt wcześnie.
Zysk jest tylko pojęciem księgowym i próby obliczania go na etapie szybkiego rozwoju są nieporozumieniem. Wielu młodych przedsiębiorców, którzy osiągają mniejszą niż oczekiwali skuteczność sprzedaży uznaje, że produkt nie jest zyskowny. Zamiast opierać się na własnym osądzie czy dane wyniki są dobre czy nie lepiej zapytać ludzi prowadzących większe firmy z tej samej branży. Jeśli wasz produkt mimo wszystko się sprzedaje to znaczy, że system działa. Teraz trzeba skupić się na jego rozwinięciu i wyregulowaniu, by wyprowadzić zyskowność, a nie burzyć i zaczynać od początku.
8. Nierealne oczekiwania.
Niektórym nie wystarczy zwykły start-up, na którym można zarabiać tyle ile na przyzwoitym etacie. Oni chcą co najmniej dorównać swoim guru z Doliny Krzemowej. Interesuje ich tylko ponadprzeciętna zyskowność, projekty o wysokim potencjale. Krótko mówiąc bez żalu przepuszczą średnie okazje na sukces i będą w nieskończoność szukać swego biznesu marzeń, który będzie wystarczająco innowacyjny, by się nim zająć.
9. Szukanie inwestora zamiast klienta.
Jeśli nie możecie pozyskać inwestora, to znaczy, że nie jesteście na niego gotowi. Inwestor zewnętrzny jest potrzebny wtedy, kiedy możecie sami zacząć stawiać mu warunki. Nie dlatego, że jesteście aroganccy, ale dlatego, że wiecie, czego potrzebujecie, aby rozwinąć już dochodowy biznes na większą skalę i dać zarobić sobie i inwestorowi.
10. Wieczne wyjścia na kawę, spotkania organizacyjne i spotkania networkingowe.
Cóż, każdy czasem się obija w pracy, ale klimat luzu jaki dają nowoczesne centra co-workingowe, inkubatory czy akceleratory stanowi idealne środowisko dla leniuchów. Niełatwo tu odróżnić kogoś kreatywnego od kogoś niezorganizowanego, ale jeśli żyjesz od lunchu do przerwy kawowej to nie wróży to dobrze.
To tylko kilka najważniejszych wskazówek, które mogą posłużyć zarówno do sprawdzenia start-up’a jako miejsca pracy, jak i testu zdrowia własnego start-up’a. Ale najważniejsze, żeby nie dać się zwariować – jeśli chcecie pracować w start-upie nastawcie się na sporą dawkę chaosu i wpadek, a jeśli chcecie założyć firmę to pamiętajcie, że Steve Jobs nie zaczął od wielkiej wizji tylko mozolnego rozwoju produktu. Jeśli będziecie pamiętać o tym wszystkim, to hamaki i inne modne gadżety w biurze staną się tylko miłym dodatkiem, a nie namiastką innowacyjności.
tekst: Szymon Wachal