Centrum Handlowe CHT w krakowskim Płaszowie, znane wielu krakusom jako „Tandeta”, od lat pozostaje jednym z najbardziej charakterystycznych miejsc w mieście. Powstało w latach 90., gdy o galeriach handlowych jeszcze nikt nie słyszał. Dziś działa na innych zasadach niż konkurencja. To spółka kupiecka, którą tworzy około 200 udziałowców. Z jej prezesem, Piotrem Gawłem, rozmawiamy o historii i przyszłości CHT, o tym, czym wyróżnia się na tle galerii handlowych zarządzanych przez międzynarodowe fundusze, i o tym, że ma z modą więcej wspólnego, niż się powszechnie uważa.
Mateusz Tomanek: „Tandeta” – ta nazwa ciągle wraca. Jak Pan ją odbiera?
Piotr Gaweł, prezes CHT: Dla starszych krakowian „Tandeta” to naturalne określenie. Tak mówiono od lat 90., kiedy powstało nasze centrum. Jednak dla młodszego pokolenia ta nazwa brzmi pejoratywnie. Dlatego coraz częściej podkreślamy, że jesteśmy CHT – Centrum Handlowym w Płaszowie. Jestem zdania, że to marka, która ma przyszłość, a nie wspomnienie z dawnych lat.
Co odróżnia CHT od typowej galerii handlowej?
Przede wszystkim struktura własności. Za większością galerii stoją międzynarodowe fundusze inwestycyjne, z RPA, Izraela czy gdzieś z Europy Zachodniej. U nas jest inaczej. CHT to spółka kupiecka, w której 200 osób postanowiło zainwestować własne pieniądze w budowę tego miejsca. Każdy jest udziałowcem, każdy ma swój interes. To prawdziwa wspólnota kupców, a nie wielka, bezduszna korporacja.
W takim razie można powiedzieć, że CHT to trochę relikt lat 90.?
Relikt, ale w dobrym znaczeniu. Powstaliśmy wtedy, gdy galerie handlowe w dzisiejszym rozumieniu nie istniały. W Krakowie to my byliśmy pierwszym prawdziwym centrum kupieckim. Dopiero kilka lat później pojawiła się Plaza, Galeria Kazimierz i inne podobne obiekty. My byliśmy pionierami i do dziś mamy w sobie coś z tamtego ducha przedsiębiorczości lat 90.
Z czego jesteście najbardziej znani?
Najczęściej mówi się, że są to garnitury i sukienki na wesele czy studniówkę. To prawda, ponieważ odzież okolicznościowa to faktycznie nasza mocna strona. Jednak to nie wszystko. Mamy producentów, którzy szyją na miarę, korzystają z włoskich tkanin i potrafią zaprojektować i uszyć rzeczy naprawdę luksusowe. Bywa, że identyczny garnitur, który w Warszawie sprzedaje się za 10–15 tys. zł, u nas można kupić cztery razy taniej. To pokazuje, że „Tandeta” wcale nie musi oznaczać tandety w rozumieniu produktów o niskiej jakości.
W CHT można więc znaleźć zarówno rzeczy tanie, jak i bardzo dobre?
Dokładnie tak. Mamy wszystko, od najprostszej, najtańszej odzieży, po garnitury szyte z najlepszych materiałów. I co ważne, to spora część oferty to polska produkcja. Współpracujemy z firmami z Krakowa, Łodzi i innych miast. To coś, czego nie oferuje żadna galeria handlowa.
Jak w tym kontekście wyglądają galerie handlowe z sieciówkami?
W galeriach spotkamy głównie międzynarodowe marki. Tam nikt nie szyje na miejscu, nie zna klienta, nie doradza z doświadczeniem. W CHT większość stoisk prowadzą właściciele, którzy robią to od trzydziestu lat. To nie są przypadkowi sprzedawcy. To ludzie, którzy budują relacje, pamiętają klientów i naprawdę potrafią podpowiedzieć, co się sprawdzi. To ogromna różnica, ponieważ u nas jest klimat prawdziwego włoskiego mercato, tylko w polskich warunkach i przykrytego dachem.
Konkurencja jest duża w postaci galerii i zakupów online. Jak sobie z tym radzicie?
To wyzwanie. Pandemia pokazała, jak bardzo handel przeniósł się do internetu. Jednak ludzie wciąż potrzebują przymierzyć ubranie, porozmawiać, poczuć atmosferę. I my im to dajemy. Dodatkowym atutem jest to, że jesteśmy otwarci w każdą niedzielę, jako jedyne takie centrum w Krakowie. To przyciąga klientów, a także turystów.
Kto jest dziś Waszym głównym klientem?
Najczęściej osoby, które szukają odzieży na specjalne okazje. Ale widać też, że ludzie są zmęczeni masowymi sieciówkami. Kiedyś wejście do galerii pełnej zachodnich marek było wielką atrakcją. Dziś to się zmieniło i klienci szukają czegoś innego, bardziej autentycznego. I właśnie u nas to znajdują.
Planujecie jakieś nowe inicjatywy, które pokażą CHT w innym świetle?
Tak. Chcemy odświeżyć wizerunek i otworzyć się na park przy stawie Płaszowskim. Planujemy stworzyć strefy relaksu i przestrzeń, która będzie łączyć handel z wypoczynkiem. Już we wrześniu organizujemy festiwal „food & fashion”, gdzie lokalne jedzenie spotka się z modą użytkową. To nasza siła – ubrania do codziennego noszenia. To coś, czego ludzie naprawdę potrzebują.
Mówi Pan „moda użytkowa”. Czy to oznacza, że CHT ma więcej wspólnego z modą niż galerie?
Uważam, że tak. Galerie oferują masowe produkty z sieciówek. Są to ubrania powtarzalne i bez charakteru. U nas moda żyje, są projektanci, producenci, ludzie, którzy szyją, doradzają i reagują na potrzeby klientów. To zupełnie inny świat. Dlatego często powtarzam: z modą mamy więcej wspólnego niż tak zwane prestiżowe galerie w centrach miast.
Na koniec – czego życzyć CHT?
Tego, byśmy uporządkowali sprawy własnościowe i mogli inwestować w rozwój bez ograniczeń. Wtedy zrobimy z tego miejsca coś jeszcze lepszego. Myślę, że ludzie coraz bardziej doceniają prostotę i autentyczność, a tego właśnie CHT nigdy nie brakowało.
Rozmawiał: Mateusz Tomanek, podczas pierwszej edycji wydarzenia "What's Up in Fashion" organizowanego przez Magazyn Exclusive, czerwiec 2025 r. w Krakowie