Szukaj

Od pasji do kariery – wywiad z Iwoną Pavlović

Rozmowa o tym jak taniec może stać się planem na życie
Ivona Pavlović | fot. M. Krajnik

O tańcu jako sposobie na karierę rozmawiamy z Ivoną Pavlović – słynną tancerką tańca sportowego, specjalizującą się w tańcach latynoamerykańskich

Exclusive Info: Zrobienie kariery w branży tanecznej nie jest rzeczą łatwą. Tymczasem Pani się to udało. Co było kluczem do sukcesu?

Iwona Pavlović: Jeżeli robi się to, co się kocha, na początku nie myśli się, że robi się karierę. Gdy jako nastolatka stawiałam swoje pierwsze kroki w tańcu, słowo kariera w ogóle nie przychodziło mi do głowy. Chciałam przede wszystkim tańczyć, realizować swoją pasję. Miało mi to dawać przyjemność, zabawę i relaks oraz możliwość okazywania poprzez taniec swoich emocji. Takie zamiłowanie, pasja plus ciężka praca, dopiero później owocuje. Ale nawet kiedy przeskoczyłam na etapy ciężkiej pracy turniejowej i rywalizacji sportowej, w dalszym ciągu nie robiłam tego tylko dla zwycięstw, ale też dla niesamowitej przyjemności, jaką czerpałam z tańca.

Pierwsze kroki stawiała Pani w zespole tańca nowoczesnego „Miraż” w Olsztynie. Początki nie były łatwe – zgłosiło się ponad 600 kandydatów, a jednym z głównych problemów okazał się Pani wzrost.

To były czasy, gdy aby móc tańczyć, trzeba było przejść nabór – dzisiaj powiedzielibyśmy casting. Żeby dostać się do zespołu kandydat musiał spełniać różne wymagania taneczne, ale też wzrostowe, których ja wtedy nie miałam. Dlatego w buty wszyłam specjalne gąbki, by dodać sobie kilka brakujących centymetrów. Trenerka to zauważyła, bo buty spadały mi z nóg, ale widocznie dostrzegła we mnie talent i przyjęła do zespołu, mimo wzrostu nieco poniżej 1,65 m.

Z tańca nowoczesnego bardzo szybko przeskoczyła Pani w taniec towarzyski. Kolejnym etapem był wyjazd na naukę do Londynu, który okazał się prawdziwą szkołą życia.

Anglia w tamtych czasach była marzeniem każdego tancerza. To tam byli najlepsi nauczyciele tańca towarzyskiego. W Londynie spędziłam 3 lata. Był to trudny okres, nie mieliśmy bowiem funduszy by pobierać lekcje. Można powiedzieć, że byłam takim kopciuszkiem, który po 8-10 godzinach ciężkiej pracy fizycznej, ubiera buty i biegnie na salę taneczną.

Wspominała Pani, że nie zakładała, że taniec będzie drogą do kariery. A więc gdyby nie taniec, to co?

Mama cały czas wbijała mi do głowy, że nie wiadomo co z tym tańcem, bo w każdej chwili mogę odnieść kontuzję. Dlatego skończyłam studia – Bibliotekoznawstwo i informacja naukowa – które prawdę mówiąc w ogóle mnie nie interesowały. Ale był też epizod, gdy zajmowałam się szyciem stroi tanecznych. Miałam nawet szalony pomysł – jeszcze przede mną do realizacji – by pojechać do Włoch i tam się uczyć mody. Więc gdyby nie taniec, to może siedziałabym przy maszynie i została znaną stylistką.

Jakoś trudno sobie wyobrazić osobę tak pełną energii przesiadującą cierpliwie przy maszynie, bądź w roli bibliotekarki.

Rzeczywiście, muszę przyznać, że podczas praktyk w bibliotece zasypiałam. Atmosfera ciszy, spokoju, zadumy działała na mnie nasennie. Już bardziej odnajdywałam się przy szyciu, gdzie też realizuje się jakąś artystyczną wizję stroju. Ale nie żałuję, że tak się potoczyło, że to taniec pozostał na pierwszym miejscu.

W którym momencie była Pani pewna, że taniec to ta właściwa droga?

Chyba nie było takiego momentu, po prostu tak się potoczyło. Jeżeli miałam za co żyć i mogłam tańczyć, to wiedziałam, że to jest ta droga. Na początku nie przynosiła ona wbrew pozorom dużych korzyści finansowych. Dopiero po powrocie z Anglii, gdy zaczęliśmy dawać lekcje tańca, zaczynało to nam przynosić większe dochody.

Marzeniem każdego tancerza jest posiadanie własnej szkoły tańca. To marzenie Pani również udało się zrealizować.

Zawsze byłam osobą, która chciała o „oczko” więcej. Nie o dużo więcej, ale chociaż o odrobinę, troszkę więcej. Na początku na treningi dojeżdżałam autobusem.

Potem rodzice kupili mi rower. Następnie z partnerem mieliśmy motor, a w kolejnym etapie jeździliśmy maluchem. Dokładając oczko więcej kupiliśmy lepszy samochód. Nie żądaliśmy za wiele, ale cały czas chcieliśmy coś więcej. Tak samo było w przypadku szkoły. Kiedy zrodził się ten pomysł, wydawał się on kompletnie nierealny. Patrząc z perspektywy czasu to było szaleństwo, które mogło się nie udać. Przez 10 lat spłacaliśmy kredyty, był to okres ciężkiej harówki, rezygnacji z urlopu, wakacji. Ale widocznie to marzenie posiadania własnej szkoły było tak wielkie i silne, że byliśmy zdolni do wyrzeczeń.

Kariera ma jednak też swoje negatywne strony, jej ceną jest sława, popularność i zainteresowanie mediów. Czy zwraca Pani jeszcze uwagę na „sensacyjne” doniesienia portali plotkarskich na swój temat?

Na początku bardzo się przejmowałam. Byłam wręcz przerażona, gdy widziałam nieprawdziwe informacje na swój temat. Zdarzało mi się nawet płakać. Teraz nastawiłam się do tego bardziej pozytywnie. Rozumiem, że ludzi interesuje moja prywatność, np. co jadłam dziś na obiad. Sama czasami czytam takie informacje dotyczące gwiazd. Miałam wielkie szczęście poznać Beatę Tyszkiewicz i Zbyszka Wodeckiego, z którymi bardzo dużo rozmawiałam na ten temat. Jeżeli decydujemy się na bycie osobą rozpoznawalną – bo wcale nie uznaję się za gwiazdę – trzeba się liczyć z zainteresowaniem mediów. Nazywam to płaceniem podatku od sławy. Mam jednak wybór, mogę się wycofać, zniknąć. Po jakimś czasie ludzie by o mnie zapomnieli.

Odnosiła Pani sukcesy zarówno jako tancerka, jak i jako trenerka innych par. Czy można w ogóle jakoś porównać satysfakcję z własnej wygranej i zwycięstw swoich podopiecznych?

Moim zdaniem nie można porównać. Obie to piękne radości, ale zupełnie inne doświadczenia. Nie da się opisać tego, co przeżywa się samemu na parkiecie – tych emocji, reakcji publiczności. Oczywiście, gdy para podopiecznych wygrywa, również czuje się ogromną satysfakcję, ale jest to jakby radość obok.

Wyczytałem, że Pani podopiecznym był m.in. Agustin Egurrola. Może Pani zdradzić, jakim był uczniem?

Mam do niego duży sentyment. Podobnie jak ja przechodził trudną drogę do kariery i też ciężko pracował na swój sukces. Był bardzo zdolny, ale gdyby nie praca, którą w to włożył, jego
uzdolnienia już dawno by się rozpłynęły. Zawsze podkreślam, że aby osiągnąć najwyższy poziom potrzeba 100% pracy i 100% talentu. Tak właśnie było w przypadku Agustina.

Dzięki programom takim, jak np. „Taniec z gwiazdami”, w Polsce zrobiło się głośno o tańcu. Wcześniej nie był on tak popularny. Jak środowisko taneczne ocenia takie formy promocji?

Uważam, że my – jako przedstawiciele tańca towarzyskiego – powinniśmy podziękować pomysłodawcom takich programów. Nie ma lepszej reklamy niż media, zwłaszcza telewizja. Wcześniej wiedza na temat tańca towarzyskiego była bardzo mała. Program spowodował, że ludzie poznali ten temat. Co więcej, w mentalności Polaków wzrosła renoma zawodu nauczyciela tańca. Przedstawiciele innych gatunków trochę nam zazdroszczą i przyznają, że przydałby się jakiś program np. związany z tańcem ludowym.

Jak poziom, który obserwujemy w takich programach ma się do tego co prezentują profesjonaliści? Czy to jest ogromna przepaść, czy też różnica nie jest aż tak znaczna?

Nie można porównywać tańca zawodowego, na najwyższym poziomie turniejowym, do tego, co widzimy w programie. To jest rzeczywiście przepaść, inna forma. Ale trzeba też zauważyć, że gwiazdy w Polsce są wyjątkowo pracowite i nasza edycja, pod względem poziomu tańca,w innych krajach stawiana jest wręcz za wzór.

Wydaje się, że mimo wciąż rosnącej popularności, kultura taneczna w Polsce nadal nie jest na zbyt wysokim poziomie. Dla wielu jedyny kontakt z tańcem ogranicza się do poloneza na studniówce, bądź zabawy na weselu. Gdyby miała Pani pokusić się o ocenę zdolności tanecznych Polaków, to jak byśmy wypadli?

Mimo wszystko ocena nie byłaby wysoka. Sporo osób zaczyna tańczyć dopiero po kilku głębszych, nad czym bardzo ubolewam. Rozumiem, że ktoś może się krępować. Ale wobec powszechnej dostępności szkół tańca, każdy powinien opanować przynajmniej podstawy. Znacznie bardziej podoba mi się kultura taneczna w innych krajach np. latynoskich, gdzie ludzie mają odwagę wyjść i tańczyć. Ale nie narzekajmy, bo w ostatnim czasie sytuacja znacznie się poprawiła, chociażby tańczy coraz więcej mężczyzn.

Czy ma pani jakąś receptę na to, jak zachęcić ludzi do nauki tańca? Jaka jest jego przewaga nad innymi formami ruchu?

Każda forma ruchu jest cenna. Taniec ma tę przewagę, że łączy wiele aspektów. Pierwszy to aspekt fizyczny, sportowy – ruch, pobudzenie mięśni. Drugi to muzyka, która ma na nas bardzo duży wpływ. Połączenie ich obu jest jednym z najlepszych dla człowieka. Poprzez taniec wyrażamy swoje emocje. Zachęcam, żeby spróbować zamknąć się w ciemnym pokoju, włączyć rytmiczną muzykę i sprawdzić co się czuje. Gwarantuję, że po kilku minutach każdy zacznie się ruszać, tańczyć. Ruch mamy w sobie, tylko musimy się na niego otworzyć.

Czym powinny się kierować osoby, które chcą rozpocząć swoją przygodę z tańcem, przy wyborze szkoły dla siebie?

Najlepiej szukać miejsc sprawdzonych, z polecenia innych osób. Warto dowiedzieć się jak najwięcej na temat szkoły, zwracać uwagę kto prowadzi zajęcia i jakie ma uprawnienia. Czasami nie warto łasić się też na niższą cenę.

Jak Pani ocenia, jaka będzie przyszłość tańca w Polsce – dalej będzie się rozwijać, czy też nastąpi jakieś wyhamowanie?

Osiągnęliśmy pułap z którego już nie zejdziemy. Ziarno zostało zasiane. Będziemy tańczyć, będziemy też chcieli taniec oglądać. Myślę, że będzie tylko lepiej.

Jakie ma Pani plany na najbliższą przyszłość?

Przede mną fantastyczne, nowe wyzwanie. Filharmonia Warmińsko-Mazurska zaproponowała mi przygotowanie „Dziadka do orzechów” w nowoczesnej formie. Długo się wahałam, ale ostatecznie zgodziłam się na tę propozycję. Będę więc próbować swoich sił w nowej dla siebie roli jako reżyser spektaklu. Premiera jest zaplanowana na 6 grudnia.

Rozmawiał: Paweł Kubik
Ivona Pavlović - słynna tancerka tańca sportowego, specjalizująca się w tańcach latynoamerykańskich. Wielokrotna mistrzyni i v-ce mistrzyni Polski, kreatorka wielu mistrzowskich par w tańcach latynoamerykańskich i standardowych. Studiowała taniec towarzyski w Londynie pod okiem światowej sławy trenerów. Uznana jurorka turniejów par zawodowych i amatorskich. Prowadzi własną szkołę tańca.