Oni wybrali dwa kółka – rower stał się sposobem na spełnianie marzeń i pasją, która pochłonęła ich na całego. I choć bywa, że przed podróżą ogarnia ich zwątpienie i strach, to wraz z pierwszym przejechanym kilometrem wszystkie wątpliwości znikają. Bo czasem wystarczy wstać z wygodnej kanapy i ruszyć w świat, by dostrzec, że za rogiem może czekać coś niesamowitego
Rower to?
Wolność, niezależność, najefektywniejsze narzędzie do poznawania świata. Rowerowe tempo jest na tyle szybkie, że pozwala sprawnie przemieszczać się z miejsca na miejsce, ale na tyle wolne, żeby móc dokładnie przyglądać się temu co pomiędzy nimi. A to właśnie tam ukryte jest to, co najcenniejsze.
Pasja do jazdy na rowerze towarzyszyła Wam od zawsze?
Kasia: Od najmłodszych lat jeździłam na rowerze. Jako dziecko zaczęłam oczywiście wspólnie z rodziną. Ale szybko zorientowałam się, że najbardziej lubię robić do sama. Decydować o tempie, trasie, częstotliwości i długości postojów. Do czasu…
Skończyliście studia i postanowiliście zrealizować swoje marzenie, czy może po prostu nie do końca mieliście pomysł co dalej?
Przerwaliśmy studia, żeby zrealizować nasz plan. Najpierw trzeba było zebrać pieniądze i w tym celu wyjechać do pracy za granicę. Szczerze mówiąc wtedy studia nie były na najwyższej pozycji na naszej liście priorytetów. Kiedy fizycznie byliśmy jeszcze w domu, to głowami – tysiące kilometrów dalej, a praca magisterska to ostatnia rzecz, o której myśleliśmy. Pytasz, czy mieliśmy plan na życie po studiach. Nie do końca. Może była to ucieczka przed wizją ośmiogodzinnego kieratu przy biurku? Ale ta wyprawa uświadomiła nam, że życie w podróży to coś, co odpowiada nam najbardziej.
Jak wyrusza się w daleką podróż? Jakie emocje towarzyszą podczas przygotowań do wyjazdu w nieznane?
Przygotowanie takiej wyprawy to duże wyzwanie organizacyjne i logistyczne. Zaczyna się od żmudnego ciułania pieniędzy, przeglądania map, tworzenia trasy, bieżącego weryfikowania planów – szczególnie jadąc do Centralnej Azji, gdzie sytuacja polityczna jest zupełnie nieprzewidywalna. Dopina się mnóstwo formalności wizowych, a to jest zmora dla każdego podróżnika. Ten papierek potrafi zupełnie sprowadzić na ziemię i pokrzyżować plany. Kiedy zbliża się już start wyprawy, wtedy w głowie rodzą się wątpliwości czy podołamy temu wyzwaniu? Jak damy sobie radę, będąc ze sobą codziennie przez 24 godziny na dobę? Jednak wszystkie lęki pryskają wraz z pierwszym przejechanym kilometrem.
Gdzie wyruszyliście po raz pierwszy i jakie miejsca zwiedziliście dotychczas? No i ile kilometrów w sumie pokonaliście?
Kasia: Nigdy nie zależało nam na statystykach, cyferkach, łapczywemu kolekcjonowaniu kilometrów. Wcześniej nie podróżowałam rowerem poza granicami Polski, więc dla mnie było to coś zupełnie nowego.
Andrzej: Przejazd przez Pamir, Karakorum i Himalaje był naszym wspólnym pierwszym tego typu przedsięwzięciem – nie licząc sporadycznych, jedno lub dwudniowych wycieczek w stronę Jury lub Beskidów. Ja sam na rowerze ganiałem już właściwie po całej Polsce i dużej części Europy – sportowo, rekreacyjnie oraz w roli przewodnika wycieczek rowerowych. Kilometrów nabiło się już mnóstwo, ale nigdy nie prowadziłem szczegółowych statystyk. Myślę jednak, że co najmniej kilka razy objechałem już długość równika.
Jak należy przygotować się do takiej podróży? Jakie cechy powinien posiadać prawdziwy podróżnik?
Przede wszystkim co to znaczy prawdziwy podróżnik? Staramy się unikać takiego nazewnictwa, bo sami nie umiemy tego terminu zdefiniować. Dla każdego będzie on oznaczał coś innego. Ale to, co łączy wszystkich włóczęgów to ciekawość i głód świata.
Cechy, w które warto się uposażyć to wytrwałość, elastyczność, mocna psychika, no i mocna łydka – w przypadku podróży rowerowych. Cała reszta wyjdzie w praniu. Najistotniejsza jest wola zmierzenia się z wyzwaniem porzucenia codziennej, miejskiej rutyny i przewidywalnej rzeczywistości, na rzecz czegoś w gruncie rzeczy mocno abstrakcyjnego. Wszak nie eksplorujemy białych plam na mapach świata, a jedynie doświadczamy tego, co oferuje konkretne miejsce, ludzie itd. Z doświadczeń własnych i innych podróżników wiemy, że cechą konstytutywną podróżnika jest podniesienie się z kanapy i stwierdzenie „Chcę to zrobić!”. Gdy ten etap mamy już za sobą, reszta układa się sama.
Jak przetrwać podczas podróży? Poza ciężkimi warunkami, zmęczeniem fizycznym i załamaniami psychicznymi, co jeszcze jest trudne do zniesienia?
Nam na szczęście udało się uniknąć konfliktów, czy załamań. Choć były momenty, w których cała koncepcja naszej trasy się posypała z zupełnie niezależnych od nas przyczyn. Zmęczenie fizyczne nigdy nie było dla nas problemem. Jesteśmy do niego przyzwyczajeni, co więcej – bardzo go lubimy. A satysfakcja z poznawania świata za pomocą siły własnych mięśni jest ogromna i w zasadzie rekompensuje wszelkie trudy. Do ciężkich warunków można się przyzwyczaić. Spać byle gdzie i na byle czym, jeść to, co dają. Paradoksalnie ten brak wygód jest w takich podróżach najcenniejszy – nie patrzysz na świat zza szyb klimatyzowanego autobusu, a widzisz go takim jakim widzą lokalsi. W sumie najtrudniejsze do zniesienia w podróży po Azji są miejsca popularne turystycznie. Kontrast życia uposażonych w designerskie okulary backpackerów z krajów bogatej północy i autochtonów wiążących koniec z końcem za dziesięć dolarów miesięcznie jest przytłaczający i najzwyczajniej smutny. Takie miejsca transformują się, zmieniają pod kątem turysty, oferując mu zazwyczaj jakąś pokraczną parodię lokalnego kolorytu czy nieistniejącej kultury. Z takich miejsc uciekaliśmy w podskokach, bo po prostu nie są prawdziwe.
Lepiej być w podróży samemu, czy jednak dobrze mieć partnera, na którego można liczyć? Pojawiają się konflikty?
Kasia: Lubię samotne wędrówki, czy rowerowe wycieczki, ale… kilkudniowe. Nie wyobrażam sobie podróżować sama przez kilka miesięcy. Mieliśmy z Andrzejem to szczęście, że pomimo braku wcześniejszych wspólnych doświadczeń w podróży, zgraliśmy się idealnie. I choć może ciężko w to uwierzyć, to nie wstrząsnął nami żaden konflikt. Wylaliśmy litry potu, ale ani jednej łzy, a ta podróż tylko umocniła nasz związek. Podróżując z partnerem warto pamiętać, żeby zawsze patrzeć również na jego potrzeby, być elastycznym i umieć się dopasować. Raczej nie poleciłabym odbycia takiej długiej podróży z kimś zupełnie nieznajomym.
Andrzej: To jest jeden z bardzo ciekawych aspektów podróży, który sam w sobie jest źródłem wielu przygód i możliwością przeżywania miejsca, zdarzenia, spotkania po wielokroć. Wszak mamy z Kasią wiele odmiennych spojrzeń na rzeczywistość – i fakt, że podróżowaliśmy razem, mogąc dzielić się na bieżąco rozmaitymi spostrzeżeniami ubogacał tę wyprawę o poznanie innej perspektywy.
Co Was najbardziej zaskoczyło?
Zaskoczeń było mnóstwo – na całe szczęście – tych pozytywnych. Jechaliśmy z głowami pełnymi dobrych przeczuć, ale i tak rzeczywistość przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Oczywiście, sytuacje z kategorii tych nieoczekiwanych nie zawsze były nam na rękę. I tak, praktycznie w przeddzień naszego wjazdu do tadżyckiego Pamiru, wybuchła tam wojna domowa. Krwawy konflikt trwał zaledwie kilka dni, ale wrota do Pamiru zostały dla turystów zamknięte na długie tygodnie. Nam kończyła się wiza, więc nie mogliśmy czekać w nieskończoność, do Pakistanu też odmówiono nam prawa wstępu, więc musieliśmy drastycznie zmienić plany.
Jakie są Wasze plany podróżnicze na przyszłość?
Planów mamy oczywiście mnóstwo. Na pewno chcemy wrócić do Azji, i połączyć nasze pasje podróżnicze i sportowe. A więc na pewno znowu rower, a jeśli czas i możliwości pozwolą, to chcemy zdobyć któryś z postradzieckich siedmiotysięczników. Mamy nadzieję, że uda nam się wyruszyć już w 2015 roku i pedałować minimum pół roku.
więcej informacji znajdziecie na stronie internetowej: www.wyprawa.nonstopadventure.pl
z Kasią Gądek i Andrzejem Brandtem, rozmawiała: Ewa Czemerys, fot.: Archiwum prywatne