Szukaj

Moda w Polsce. Między pasją a systemem

Czy lokalna scena potrzebuje więcej wsparcia?
fot. Robert Jarosz

Polska moda działa w próżni instytucjonalnej. Na poziomie krajowym, ale też miejskim – w Warszawie czy Krakowie – wciąż brakuje instytucji, które koordynowałyby działania branży modowej, wspierały projektantów i promowały ich na zewnątrz. Choć na ulicach widać coraz odważniejsze stylizacje, a młodzi twórcy zdobywają doświadczenie w dużych firmach lub rozwijają własne marki, wszystko to odbywa się bez systemowego wsparcia. Pytanie nie brzmi już, czy mamy potencjał, ale jak długo zdołamy go utrzymać bez zaplecza i strategii

Moda w Polsce żyje na ulicy i w pracowniach

W miastach takich jak Warszawa czy Kraków moda przenika codzienne życie wszystkich mieszkańców – bez względu na wiek, zawód czy styl życia. Widać ją nie tylko na wybiegach, ale przede wszystkim na ulicach, w komunikacji miejskiej, biurach, kawiarniach i na uczelniach. Ubiór staje się formą wyrazu zarówno dla młodych, jak i starszych – dla artystów, studentów, rodziców i pracowników korporacji. Moda już dawno przestała być domeną wybranych i stała się wspólnym językiem całego miasta i jego mieszkańców.

Na mapie krakowskiej mody od lat wyróżniają się dwie instytucje kształcące przyszłych twórców. Szkoła Artystycznego Projektowania Ubioru (SAPU) oraz Zespół Szkół Odzieżowych nr 1 im. Stanisława Wyspiańskiego – placówka o wieloletniej tradycji, sięgającej 1882 r. To właśnie z takich miejsc wychodzą projektanci, którzy później projektują kolekcje dla największych polskich marek, takich jak LPP czy 4F. Ich prace noszą tysiące ludzi, choć sami twórcy pozostają w większości anonimowi. Z kolei w Warszawie rolę animatora sceny modowej w podobny sposób pełni Międzynarodowa Szkoła Kostiumografii i Projektowania Ubioru (MSKPU). 

Podobnie jest z Cracow Fashion Week. To wydarzenie, które mogłoby stać się wizytówką miasta, a tymczasem pozostaje niemal niewidzialne. Zamiast dumy i medialnego rozgłosu jest cisza. Brak szerokiej promocji sprawia, że nawet mieszkańcy Krakowa nie mają pojęcia, że w ich mieście od lat odbywa się modowe święto.

Magazyn Exclusive wspiera młodych projektantów

W świecie, gdzie widoczność znaczy wszystko, Magazyn Exclusive pełni rolę nie tylko obserwatora, ale i aktywnego selekcjonera talentów. To redakcja stara się wyszukiwać najlepszych i najbardziej obiecujących projektantów, którzy swoją jakością i wizją mogą konkurować z twórcami z Londynu czy Mediolanu. Zarówno portal, jak i wersja drukowana prezentują ich sylwetki, relacjonują kluczowe wydarzenia i tworzą przestrzeń, w której lokalna moda może wybrzmieć naprawdę mocno.

Magazyn Exclusive organizuje sesje zdjęciowe i wspólnie z projektantami tworzy kalendarz pokazujący polską modę. Obecny jest również na Fashion Weekach i pokazach dyplomowych. To nie tylko dokumentacja wydarzeń. To świadome budowanie narracji o krakowskiej i polskiej modzie jako czymś, co ma wartość i przyszłość.

Jest potencjał, brakuje struktur

Jednak sama pasja i zaangażowanie nie wystarczą do wypromowania branży modowej. W Krakowie wciąż brakuje instytucjonalnego zaplecza dla mody. Nie ma miejskiej strategii ani miejsca, które pełniłoby rolę centrum dla całej branży. Potrzeba nam instytucji na kształt Camera Nazionale della Moda Italiana w Mediolanie czy londyńskiej British Fashion Council. Brakuje infrastruktury, finansowania, strategicznego myślenia i planu. Kraj z półwyspu Apenińskiego nie musi być jedynym przykładem podejmowania odpowiednich działań w kwestii promowania własnej mody. 

Dobrym punktem odniesienia dla Krakowa może być węgierska inicjatywa Budapest Select, która od lat z powodzeniem promuje tamtejszych projektantów na międzynarodowej scenie. Program ten, koordynowany przez Hungarian Fashion & Design Agency, umożliwia młodym markom udział w prestiżowych wydarzeniach, takich jak Milan Fashion Week czy Milan Design Week. W ten sposób zapewnia im nie tylko widoczność, ale i realne szanse na rozwój biznesu. Węgrzy nie próbują tworzyć własnego zamkniętego obiegu. Zamiast tego wpisują się w już istniejące formaty i korzystają z ich prestiżu. 

W ramach Budapest Select powstała m.in. wspólna platforma promocyjna, showroomy i koncept sklepu internetowego, co pozwala prezentować różnorodne projekty pod wspólną, rozpoznawalną marką narodową. Kraków, który ma własnych utalentowanych twórców, znakomite szkoły mógłby obrać podobny kierunek i systematycznie wspierać najlepszych absolwentów lokalnych uczelni i umożliwiać im start na światowych wybiegach. Tego typu inicjatywa mogłaby z czasem wzmocnić wizerunek miasta jako ośrodka kreatywnego, a nie skansenu przyciągającego turystów wyłącznie gastronomią.

Przyszłość zależy od odwagi i pieniędzy

Wśród uczniów i absolwentów szkół modowych aż roi się od talentów. Przykład? Joshua, który przyjechał do Krakowa z Rwandy i zachwycił na pokazie dyplomowym SAPU kolekcją pełną symboliki i perfekcyjnego wykończenia. Albo Klaudia Klimas – młoda projektantka, która stworzyła markę pod własnym nazwiskiem i konsekwentnie buduje jej rozpoznawalność. Tacy ludzie są gotowi tworzyć, rozwijać się i eksportować swoją kreatywność – ale potrzebują systemowego wsparcia.

To moment, w którym zwłaszcza samorządy miejskie, powinny zaryzykować i potraktować modę nie jako estetyczne hobby, ale jako realną inwestycję w swoją przyszłość. Moda to branża równie kreatywna i oparta na wiedzy jak hołubione IT, ale ciągle nie jest w ten sposób przestrzegana. Tak, jak Polska potrafiła wypromować np. Łódź jako miasto kojarzone na świecie ze sztuką filmową – tak samo może uczynić z mody znak firmowy Krakowa czy Warszawy. Jeśli stworzymy strukturę, która wspiera projektantów, promuje wydarzenia i buduje markę polskiej mody za granicą, zyskamy więcej niż tylko prestiż – zbudujemy sektor gospodarki. Dość wspomnieć, że w wielu aspektach podobny do Krakowa Mediolan, na organizacji tygodnia mody zarabia rocznie w sumie 800 milionów euro.

W greckiej i rzymskiej mitologii mojry czy parki, przędące nić życia były jednymi z centralnych punktów myślenia o świecie. Może zatem traktowanie mody po macoszemu nie pozwala nam zapewnić sobie łaskawszego spojrzenia fortuny? Nie bądźmy jak córka młynarza z baśni braci Grimm, która czekała na Rumpelstiltskina, aby ten pomógł jej prząść złotą nić, ale później zażądał słonej zapłaty. Wydaje się, że mamy wszystkie atuty w ręku, brakuje tylko wyobraźni i determinacji w działaniu. Bo jeśli nie teraz, to kiedy? I jeśli nie tutaj – to gdzie?

Autor: M. Pietrusiewicz