Szukaj

Jest miejsce dla nowych marek – wywiad z Lous

Choć przed założeniem biznesu nie znały się wcale, to udało im się osiągnąć sukces. Postanowiły robić to, co kochają, czyli szyć ubrania dla świadomych siebie kobiet. Przy okazji pokazując, jak wielkie mają serce – nie tylko do mody, ale także do ludzi. O tym jak tworzy się biznes z obcą osobą, łącząc pasję i niesienie pomocy innym opowiedziała nam jedna z założycielek marki LOUS – Sylwia Antoszkiewicz.

Skąd pomysł na biznes modowy, czy ten rynek nie jest już przepełniony?

Pomysł był naturalną konsekwencją wszystkiego czym zajmowałyśmy się zawodowo w życiu, to było zupełnie oczywiste, że będziemy robić ubrania. Prawdopodobnie w pojedynkę by nam się nie udało. Okazało się, że obydwie potrzebujemy siły napędowej w postaci partnera biznesowego, to jest jak turbo doładowanie. A rynek? On nie jest nawet w połowie zapełniony. Polska jest świetnym miejscem dla nowych marek oraz nowych pomysłów. Ważne jest to, aby nie oglądać się na innych i robić swoje.

Przed założeniem wspólnego biznesu nie znałyście się. Jak zakłada się i prowadzi wspólny interes z obcą osobą?

Najlepiej! Nie ma emocji, są bardzo konkretne plany, cele i potrzeby. Wszystko odbywa się na zimno. Ważna jest jednak chemia oraz czy będąc tak różnymi osobami ma się te same priorytety i to samo podejście do wspólnego projektu. Z czasem siłą rzeczy okazało się, że bardzo się lubimy, wiele się od siebie uczymy, a nasza relacja rozkwita razem z naszym projektem. Wiemy o sobie coraz więcej, szanujemy się, chociaż skłamałabym mówiąc, że nie było zgrzytów. Były. To jest normalne podczas procesu poznawania się. Teraz naprawdę wiemy w czym która z nas jest mocniejsza, a w czym słabsza i eksploatujemy siebie w granicach naszych norm. Nie wyobrażam sobie Lous bez Renaty.

Kto jest Waszym klientem?

Nasze klientki są podobne do nas. Wiedzą czego chcą, znają swoje słabe i mocne strony, są świadome siebie. Wiek nie gra roli, ubierają się u nas zarówno nastolatki jak i nasze mamy. Nasze ubrania są proste, odpowiadają na konkretne potrzeby i pasują do wielu stylów i szaf.

Z jakiego materiału robicie ubrania?

Bawełna i wełna to nasza baza, ostatnio odkryłyśmy bawełnę z minimalną domieszką lycry, która sprawia, że ubranie jest lżejsze, bardziej plastyczne i mięsiste.

Jak tworzyć ciuchy, żeby były z jednej strony unikalne, a z drugiej uniwersalne?

Tworzymy z dala od trendów, prawdopodobnie dlatego nasze ubrania są przede wszystkim uniwersalne. Naszą sukienkę założysz dziś i za 3 lata, bo to nie jest kwestia mody tylko gustu. Naszym zdaniem szkoda czasu i pieniędzy na tworzenie rzeczy na chwilę. Unikalność to kwestia świadomości. Nie trzeba być krzykliwym – ważne, żeby być sobą.

Czy uważacie, że obecnie moda niszowa staje się popularna?

To trudne pytanie. Nie wiem, czy chodzi o popularność. Tutaj też chyba chodzi o pewien rodzaj świadomości i odpowiedzialności, który powoli wkrada się do coraz większej rzeszy umysłów. Chcemy nosić rzeczy, które wiemy kto uszył i gdzie. Chcemy wspierać polskich twórców. My osobiście uwielbiamy nosić ubrania od naszych młodych projektantów, naprawdę jest w czym wybierać. Wspieramy się nawzajem i to jest chyba największa wartość.

Pomogliście chorej dziewczynce – Toli. Dlaczego postanowiłyście połączyć pasję z pomocą potrzebującym?

Akcja z Tolą wynikła z potrzeby serca. Można oczywiście wyjść z założenia, że nie da się pomóc wszystkim i nie pomagać wcale, a można po prostu robić to, co się czuje. My poczułyśmy, że chcemy i przede wszystkim, że możemy. I już. Nie ma w tym żadnej głębokiej filozofii. Historia Toli po prostu chwyciła nas za serce i idealnie wplotła się w nasz sposób myślenia w tamtym momencie. Tola już po pierwszej operacji czuje się świetnie, a my nadal mamy w ofercie sukieneczki dla małych dziewczynek, z których cały dochód przekażemy na konto Toli.

Z Sylwią Antoszkiewicz rozmawiała Ewa Czemerys

Zdjęcia: Lous / Bartek Szmigulski