Ponad 80 milionów odsłon w serwisie YouTube, pierwsze miejsca list przebojów i tysiące sprzedanych płyt na całym świecie. To dokonanie Gotye i jego hitu Somebody That I Used To Know. Tak w dzisiejszych czasach robi się karierę – najpierw trzeba zostać królem internetu. Dzień bez Gotye na FB to dzień stracony
Chyba nie ma nikogo, kto choć raz nie słyszałby piosenki Woutera De Backere, znanego bardziej jako Gotye. A przynajmniej nie ma takich osób wśród użytkowników Facebooka. Na tym portalu społecznościowym Somebody That I Used To Know zamieszczono prawie 3 miliony razy. Ilość znajomych dzielących się swoim muzycznym odkryciem z pewnością może irytować. Dlatego powstały nawet specjalne grupy, które w ironiczny sposób wyrażają frustrację z „bombardowania” tym utworem. Wpis „Gotye feat. Kimbra – piękny kawałek, chyba wrzucę na walla” w krótkim czasie polubiło ponad 11 tysięcy osób.
JAK ROBI SIĘ KARIERĘ?
W skrócie droga do wielkiej popularności Somebody That I Used To Know wygląda mniej więcej tak: najpierw utwór dostrzegli autorzy muzycznych blogów. A ponieważ współczesny świat jest globalną wioską, wiadomość ta szybko rozeszła się aż po krańce naszej planety. Utwór zamieszczony w czerwcu na portalu YouTube w ciągu trzech tygodni zanotował cztery miliony odsłon. Do tego dochodzi (wciąż mało popularny w Polsce) Twitter i pierwsze miejsce piosenki na Hype Machine Twitter chart. Somebody That I Used To Know doczekało się wielu coverów, a nawet parodii. Jednym z najpopularniejszych jest wykonanie kanadyjskiej grupy Walk Off The Earth. W niespełna tydzień obejrzało je ponad 10 mln użytkowników serwisu YouTube – to wynik lepszy od oryginału! Kanadyjczycy wyróżnili się tym, że jako 5-osobowa grupa zagrali utwór na jednej gitarze. Cover spodobał się nawet samemu Gotye, który na wspomnianym Twitterze wyznał: „Wiem, kogo poprosić o pomoc przy nagrywaniu akustycznej wersji Somebody… – Walk Off The Earth. Wesołe i błyskotliwe”.
SPOSOBY NA PODBICIE INTERNETU
Przypadek Gotye nie jest odosobniony. Wystarczy przywołać Rebeccę Black i jej przebój Friday. Piosenka z dnia na dzień przekraczała kolejne bariery odsłon w YouTube. Powodem jej popularności nie były jednak walory muzyczne, ale płytkość tekstu. Nastolatka błyskawicznie stała się obiektem drwin ze strony internautów. Sprawy posunęły się do tego stopnia, że wytwórnia postanowiła usunąć nagranie z sieci. Nastolatka znalazła jednak uznanie w oczach swojej starszej koleżanki po fachu Katy Perry, która zaprosiła ją do udziału w teledysku do piosenki Last Friday Night, wyraźnie nawiązującej do przeboju nastolatki. Uznanie internatów można zdobyć na dwa sposoby: albo zrobi się coś naprawdę dobrego, albo komicznego i kiczowatego. Do listy tych pierwszych dołączyła ostatnio Lana Del Rey. Amerykańska artystka, oprócz wokalnych zdolności, znana jest także ze swoich silikonowych (dużych, nabrzmiałych) ust. Teledysk do piosenki Video Games, który pojawił się kilka miesięcy temu, obejrzano ponad 20 milionów razy. Podobno Lana Del Rey zrobiła go sama. Można jednak to podać w wątpliwość, tak samo jak to, że jej usta są naturalne. Znaleziono bowiem zdjęcia, na których Lana – wówczas jeszcze Lizza Grant – posiada niczym niewyróżniające się wargi. Mimo to artystka zaprzecza, aby jej usta poddawane były jakiejkolwiek sztucznej ingerencji. Sporo krytycznych uwag spadło na nią również po jednym z jej występów w programie na żywo, kiedy to dobitnie można było się przekonać, że ze śpiewaniem nie radzi sobie najlepiej. Nie przeszkodziło jej to jednak w odniesieniu sukcesu. W pierwszym tygodniu sprzedaży jej płyta Born To Die rozeszła się w przeszło 800-tysięcznym nakładzie. W jednym z wywiadów Lana przyznała, że zawsze marzyła o śpiewaniu w zespole, a solową karierę doradziła jej wytwórnia. Wygląda więc na to, że za jej sukcesem stoi sztab profesjonalistów, który doskonale zdaje sobie sprawę, co najlepiej dziś się sprzedaje.
RAPERZY W NATARCIU
Nasi rodzimi artyści również chętnie korzystają z możliwości promocji w internecie. Niektórzy z nich zaskakują humorem, a może raczej kiczem, jak np. Gracjan Roztocki. Ten 47-letni cukiernik z Krakowa, znany ze swojego kolorowego i ekscentrycznego ubioru, zamieszcza w sieci piosenki zachęcające do noszenia „czerwonych stringów”, czy do „taplania się w błotku”. Największą popularność ma jednak za sobą. Poza udziałem w kilku reklamach nie udało mu się jej przekuć w komercyjny sukces. Gdy w sieci pojawił się filmik, w którym jeden z artystów obwieszcza światu, że jest „najszybszym raperem świata”, na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Nieoczekiwanie nadeszła ona z Polski. Pale Kid from Poland, znany też jako MC Silk, udowodnił, że potrafi rapować jeszcze szybciej. Jego wykonanie stało się bardzo popularne i doczekało się szerokich komentarzy w mediach. Paradoksalnie sam raper nie był zadowolony, że zaczął być postrzegany (jak sam określił) jako ciekawostka internetowa. Jednak sukces wydanej przez niego w 2011 płyty Love Against The Machine jasno pokazuje, że dziś popularność w internecie jest warunkiem istnienia na rynku. Zresztą w swoich tekstach MC Silk wcale tego nie kwestionuje. Ironiczne poczucie humoru było powodem sukcesu dwójki raperów tworzących skład Letni, Chamski Podryw. W 2010 roku internauci oszaleli na punkcie Czinkłaczento. Raperzy, jak sami przyznali w jednym z wywiadów, nie myśleli o tym, aby wydać płytę. Filmiki nagrywali „żeby ludzie się pośmiali i mieli dużo zabawy”. Wkrótce okazało się, że ich dowcip i tematy bliskie większości młodych ludzi w Polsce były strzałem w dziesiątkę. Podobnie jak w przypadku MC Silka projekty przyczyniły się rozwoju młodych firm z branży muzycznej. Wydawcą płyty Oranżada, koleżanki, petardy było Studio Przypał z Kielc. Również najszybszy raper świata nagrał swoją płytę w niezależnej wytwórni.
Popularność ma to do sobie, że bywa ulotna. Ludzie, którzy ją zyskali, chyba nie do końca mieli taki plan. Po prostu zrobili coś, tak jak trzeba i się udało. Ale za tym idzie prawdziwe wyzwanie. Jak wykorzystać popularność, która ma wymierną wartość, ale trudno ją zatrzymać?
Tekst: Paweł Kubik