Spacerując po wielkich centrach handlowych, zastanawiamy się jaka czeka je przyszłość? Dziesięć lat temu były oazą dostępności marek sieciowych, którymi się zachłysnęliśmy. A dziś? Sprawdźmy jak zmieniają się galerie handlowe w Polsce.
„Collapse of the shopping mall”
Nastawienie dużych centrów handlowych na popularne marki stało się ich największą słabostką. Po co iść do kolejnej galerii skoro, nie znajdę tam nic nowego? Sklepy z modą autorską zwykle nie mają pieniędzy na czynsz i nie chcą być kojarzone z masowym handlem. Męczy szukanie miejsca i chodzenie po wielkich parkingach o estetyce niczym z thrillera. Irytuje anty-miejska architektura zwrócona plecami do ulicy, bez lokali witrynowych dostępnych z zewnątrz i brak okien. Amerykański fotograf Seph Lawless zatytułował swój cykl zdjęć pokazujący upadek amerykańskich galerii handlowych z 2014 r. „Black Friday: The Collapse of the American Shopping Mall”, czyli w wolnym tłumaczeniu „Upadek galerii handlowych”. Na zdjęciach, które obiły na świecie się sporym echem, widać opustoszałe symbole amerykańskiej prosperity. W Polsce jeszcze nie ma tak spektakularnych przykładów, ale w każdym dużym mieście jest przynajmniej jedna galeria uważana za mniej uczęszczaną. Co ciekawe dla niektórych klientów to właśnie jest duży atut tych miejsc, gdyż kolejną męczącą rzeczą w galeriach jest tłum ludzi, którzy spędzają w nich czas.
Centrum kreatywności
Jednym ze sposobów na ożywienie przestrzeni handlowej, jest przyciągniecie kreatywnych biznesów. W niektórych centrach handlowych – np. Galeria Bronowice w Krakowie – pojawiają się darmowe przestrzenie co-workingowe. Z kolei w Galerii Kazimierz obok sklepów sieciowych pojawił się butik z modą autorską Idea Fix. W centrum Factory utworzono galerię sztuki w jednym z lokali. Ale to ciągle nie jest zmiana na serio – przestrzeń co-workingowa jest nieduża i nie można jej traktować jako miejsca pracy dla start-up’a. Butik Idea Fix szybko zniknął z listy sklepów Galerii Kazimierz, a galeria sztuki w galerii handlowej jest na tyle dużym zaskoczeniem, że stosunkowo mało osób ją odwiedza. Wszystkie te inicjatywy to doskonały kierunek, ale można mieć poczucie, że są traktowane jako priorytet. Ot, taki dodatek, bo modnie jest być kreatywnym. A tymczasem to może wcale nie jest ślepa uliczka?
Wyobraźmy sobie inkubator firm odzieżowych w galerii handlowej – pracownie projektowe, szwalnie i marketing w sąsiadujących lokalach, pokazy mody i sesje foto w godzinę po odszyciu prototypów i co najważniejsze natychmiastowa konfrontacja z klientami. Czy taki tygiel mody, nie przyciągnąłby automatycznie większego zainteresowania niż sklepy sieciowe? Przecież Warszawa i Kraków, mimo ostatnich spadków, są na liście 50 światowych stolic mody, więc może warto, żeby zaproponowały coś odważnego w skali świata?
Dobry adres
Innym, mniej awangardowym, ale pewnym kierunkiem jest budowanie dobrego adresu. Nie od dziś wiadomo, że w handlu lokalizacja to podstawa. Nowy Świat, Długi Targ, Piotrkowska czy Floriańska niekoniecznie potrzebują występować z nazwą miasta, by być rozpoznane. W niektórych lokalizacjach szanujące się sklepy po prostu muszą być. Nie inaczej jest z galeriami handlowymi, czy ich starszymi braćmi domami towarowymi. Londyński Harrods czy Mall of America to prestiżowe lokalizacje same w sobie. W Polsce chyba najbardziej stabilną marką wśród galerii handlowych jest Galeria Mokotów – pierwsze z prawdziwego zdarzenia i trzymające poziom miejsce tego typu. Trzeba przyznać, że ten image nie wziął się znikąd, gdyż i dzisiaj są liderem zmian. Od grudnia 2016 część zlokalizowana na I piętrze zostanie przekształcona w The Designer Gallery, czyli miejsce z markami premium, które dotychczas w galeriach handlowych stanowiły rzadkość. Znajdziemy tam m.in. Butik Dior, Uterqüe czy &Other Stories oraz butiki najciekawszych polskich młodych projektantów, m.in. MMC, Le Petit Trou czy Chylak. Świetna wiadomość – wydawało się, ale rzeczywistość przerosła oczekiwania.
Nie ma tego złego
Marki luksusowe stoją dziś na rozdrożu. Te, które nadążają za trendami i stają się ikonami pop-kultury jak Louis Vuitton zaczynają tracić na prestiżu. Te, które zastygły w konserwatyzmie jak Burberry muszą zamykać sklepy. Pojęcie luksusu się zmienia, ale kolejny raz przekonaliśmy się jak jesteśmy go spragnieni. Może dlatego, że posiadanie butików znanych marek świadczy o prestiżu i sile finansowej obywateli. Dlatego też z takim zachwytem przyjęto informację, że w Polsce otwiera się – właśnie w Galerii Mokotów – pierwszy butik Diora. Informacja prasowa brzmiała jasno – „Warszawski salon będzie stanowił wyjątkową wizytówkę House of Dior – marki, która od wielu dekad cieszy się niepodważalną opinią wizjonera i eksperta w zakresie pielęgnacji, makijażu i zapachów.” Było oczywiste, że będzie to miejsce skupione na – mówiąc slangowo – 'beauty’ a nie na 'fashion’. Mimo wszystko sam tytuł ze słowem Dior wzbudził takie emocje, że media najpierw ogłosiły z radością, że będzie butik Dior’a, żeby później robić fochy, że zostały wprowadzone w błąd. Zupełnie pominęli fakt, że to na prawdę pierwszy w Polsce autonomiczny butik pod marką Dior, a Dior to nie tylko sukienki i torebki. Jednak kiedy emocje opadły można powiedzieć, że w sumie dobrze się stało. Pewnie wiele osób – również tych uważających się za ekspertów – starannie przeszukało sieć i dowiedziało się więcej o tej słynnej marce, która jako jedna z niewielu będąc na czasie, trzyma poziom. Dzięki temu będą mogli przyjść do The Designer Gallery i wyjść z flakonikiem perfum oraz lepszym humorem, który jest pierwszym krokiem do robienia dobrej mody na rodzimym rynku.
Fot. Alessandra Grochko, CC BY 2.0