My pytamy jeśli coś nas dziwi i doceniamy, jeśli ktoś robi coś fajnego i robi to dobrze. Nawet jeśli niektórym nie mieści się w głowie o co chodzi. O tym jak wygląda prowadzenie bloga modowego postanowiliśmy zapytać jedną z czołowych polskich blogerek
Twierdzi, że jest zwykłą dziewczyną, która w wolnym czasie robi zwykłe rzeczy. Jednak mimo tej zwykłości potrafiła się wybić, zaistnieć i stać kimś niezwykłym. Kasia Gorol jest osobą pełną pasji i zaangażowania. Dla wielu jest inspiracją i drogowskazem na szlaku modowych nowinek. Prowadząc blog „Jestem Kasia” zdobyła popularność wśród szerokiego grona czytelników, którzy z niecierpliwością czekają na każdy dodawany przez nią wpis.
Przygotowywałaś się jakoś specjalnie przed dodaniem pierwszego posta na swoim blogu, czy było to dla Ciebie całkowicie spontaniczne posunięcie?
Wcześniej prowadziłam swoją „wirtualną szafę” na jednym z portali i tam też rozpoczęłam swoją małą przygodę z blogowaniem. Portal ten był jednak bardzo ograniczony. Sprawiał, że zdjęcia traciły na jakości albo można było dodać tylko jedno zdjęcie, więc postanowiłam założyć blog, by mieć większą swobodę. Czy jednak przygotowywałam się jakoś specjalnie? Nie.
Po kilku pierwszych postach pojawiły się komentarze typu: „Wydaje mi się, że zacznę Cię odwiedzać regularnie”. Co wtedy czułaś?
Czułam się bardzo zmotywowana! Pamiętam pierwszą setkę obserwujących blog. Niby niewiele, a doskonale pamiętam ten moment i satysfakcję z tego płynącą.
Teraz, gdy liczba obserwujących wzrosła kilkudziesięciokrotnie czujesz presję, że tyle osób na Ciebie liczy i z utęsknieniem czeka na kolejny post?
Blog to takie małe uzależnienie. Gdy przez kilka dni nie dodam wpisu, czuję się źle. Właśnie między innymi dlatego, iż wiem, że dziennie zaglądają do mnie osoby z nadzieją na coś nowego, a niestety nie zawsze jest taka możliwość. Szczególnie zimą, gdy mam ograniczone pole manewru. Jednak teraz blogowanie przenosi się do social mediów i tam jest trochę łatwiej z dodawaniem newsów.
Ostatnio wzięłaś udział w bardzo ciekawym projekcie, dzięki któremu mogłaś zobaczyć jak firma Mohito pracuje „od kuchni”. Jak wspominasz tę współpracę?
Bardzo przyjemne doświadczenie, choć nie pierwsze takie, w którym wzięłam udział. Byłam już dwa razy w Barcelonie współpracując z marką Stradivarius. Cieszę się, że takie duże marki otwierają się na współpracę z blogerami. Oprócz zwiedzania siedziby Mohito, zobaczyłyśmy kolekcję na nadchodzący sezon, która nieznana była do tej pory szerszej publice. Głównym punktem była sesja zdjęciowa, którą można zobaczyć na moim blogu.
Twój blog pokazuje w pewnym sensie, że masz duszę podróżniczki. Paryż, Mediolan, Londyn, to tylko kilka miast spośród tych, które już odwiedziłaś. Czy w którymś z tych miejsc poczułaś się jak w domu?
Tak, podróże to coś wspaniałego. Gdybym tylko mogła, to podróżowałabym co chwilę. Cieszę się, że blog daje mi możliwość zwiedzania różnych miejsc. Wydaje mi się jednak, że nie mogłabym zamieszkać gdzieś na stałe. Do tej pory najbardziej zafascynowało mnie Los Angeles. Uwielbiam kalifornijskie klimaty, ale chyba wyznaję starą zasadę „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Mieszkam w małej miejscowości na Śląsku. Dom mam niemalże pod lasem i uwielbiam te tereny. Bardzo często przebywam w Warszawie, czy też innych dużych miastach i cieszę się, gdy mogę wrócić do swojego spokojnego gniazdka.
Twój kalendarz musi być wypełniony po brzegi. Bierzesz udział w różnych projektach i imprezach modowych. Wyglądasz na osobę, która żyje w ciągłym biegu. Co robisz, gdy masz czas?
To fakt, mam dość napięty kalendarz, ale lubię, gdy coś się dzieje. Nie lubię siedzieć bezczynnie i zazwyczaj łączę przyjemne z pożytecznym. W chwilach wolnych od bloga spędzam czas z moim narzeczonym. Jestem serialomaniaczką, więc zawsze muszę mieć coś do oglądania. Przez to, że jestem miłośniczką zwierząt, uwielbiam przebywać z moimi zwierzakami. Mieszkam pod lasem, wiec codzienny spacer z moimi psami jest obowiązkiem. Krótko mówiąc, jestem oprócz bycia blogerką zwykłą dziewczyną, która robi w wolnym czasie zwykłe rzeczy. Blog to tak jakby praca dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zawsze jestem troszkę myślami z blogiem i nawet nie odczuwam, że to praca czy obowiązek tylko przyjemność.
Z perspektywy kilku lat prowadzenia bloga modowego pewnie wymieniałabyś multum zalet, które wiążą się z tą dziedziną, chociażby podróże, możliwość poznawania nowych ludzi, przeżywania nowych przygód, a jak jest z wadami? Takie pojęcie w ogóle funkcjonuje w Twoim słowniku?
Wadą na pewno jest spędzanie ogromnej ilości czasu w internecie. Czasami chciałabym powiedzieć sobie – stop, dzisiaj nie musisz niczego wrzucać do sieci. Jednak wewnętrznie ciągnie mnie do facebooka, czy innego kanału. Choć to też można nazwać ogólnym problemem wielu młodych ludzi w dzisiejszych czasach. W moim przypadku „popularność” należy jeszcze do tych przyjemnych rzeczy. Mimo, że jestem rozpoznawana na ulicach miast i podchodzą do mnie jakieś osoby, to jest to w granicach normalności. Być może blogerki, które pojawiają się na portalach typu Pudelek mają już większy problem ze spokojnym przejściem się po centrum handlowym.
Można z tego wywnioskować, że czerpiesz ogromną przyjemność z bycia tym, kim jesteś i robienia tego, co robisz. Jak myślisz, za co ludzie Cię lubią i dlaczego czytają blogi poświęcone modzie?
Blogi to stosunkowo młode zjawisko. Wcześniej dziewczyny bądź kobiety dowiadywały się o nowinkach modowych jedynie z czasopism, czy też z telewizji, co było czymś „obcym”. Informacje przekazywane były najczęściej bardzo sucho, bez większej interakcji z czytelnikiem. Gdy zaczęły pojawiać się blogi modowe, czytelniczki zainteresowane modą, mogły zacząć wyrażać swoje opinie pod postami dziewczyn. Blogerki odpowiadają na pytania czytelniczek, co od razu sprawia, że dystans miedzy blogerką, a czytelnikiem jest niewielki. Poza tym moda na blogach jest bardziej autentyczna niż to, co pokazują w gazetach. To na pewno jedne z najważniejszych atutów blogów. Dlaczego ludzie chętnie zaglądają na moją stronę? Wydaje mi się, że pierwszych czytelników zdobyłam dzięki temu, że pokazywałam u siebie wiele świetnych ciuchów, które „wyhaczyłam” w second-handach. Dziewczyny nie potrafiły się nadziwić, że znajduję takie perełki w lumpeksach. Pokazywałam, że za grosze można ubrać się naprawdę super. To też sprawiło, że czytelniczki zaglądały z ciekawością, czy pojawiła się kolejna lumpeksowa perełka. Potem już się potoczyło…
Obserwowałam Twój blog i z tego też powodu go polubiłam. Jak wiele czytelniczek byłam zaskoczona, że można znaleźć tam takie perełki. Dla ludzi jesteś źródłem inspiracji dla tworzenia własnego stylu…
„Szczerze, to dzięki prowadzeniu bloga odkryłam w stu procentach swój styl. Na początku eksperymentowałam jeszcze z różnymi stylami, aż w pewnym momencie zrozumiałam, w czym czuję się najlepiej i skończyły się eksperymenty. Wydaje mi się, że jeśli ktoś od lat śledzi mojego bloga, to też być może rozwijał swój styl razem ze mną.”
Skoro tylu ludzi Cię czyta, to dostarczasz im wyjątkową wartość. Jaki jest Twój magiczny składnik, który uzależnia czytelników, a ponadto sprawia, że jest ich coraz więcej?
Ciężko jest mi stwierdzić to samej, jednak wnioskując z komentarzy i maili czytelników, dziewczyny lubią u mnie niewymuszony styl. Widać, że nie przebieram się specjalnie do zdjęć i nie ma czegoś takiego, że w jednym poście jestem elegancką damą w szpilkach, w drugim hipsterką z „full capem”, a w trzecim sportsmenką w trampkach. Osoby, które do mnie regularnie zaglądają, wiedzą, że każdy prezentowany zestaw będzie w tym samym stylu. Dla jednych może to być nudne i monotonne, dla innych oznacza to właśnie , że jestem świadoma własnego stylu i nie mam ochoty na ciągłe zmiany w postach. Poza tym dostaję dużo pozytywnych słów odnośnie moich zdjęć. Czytelniczki piszą, że są inspirujące, co jest też dla mnie bardzo miłe, bo wkładam mnóstwo serca w stronę wizualną bloga.
Co najbardziej podziwiasz u innych blogerów modowych? Jest ktoś, kto inspiruje Ciebie?
Oczywiście mam swoje idolki, do których zaglądam bardzo chętnie i czekam z niecierpliwością na ich posty. Zwracam bardzo dużą uwagę na jakość zdjęć, ale oczywiście najważniejszą kwestią jest styl. Obserwuję dziewczyny, które inspirują mnie swoim stylem. Zaglądam bardzo chętnie do kilku szwedzkich blogerek. Cenię je za ich minimalistyczny styl, a także minimalistyczne, „schludne” prowadzenie bloga.
Co Cię najbardziej wkurza, a co cieszy w polskiej modowej blogosferze?
Wkurza mnie ogromna nagonka na „szafiarki”, jaką można zaobserwować ostatnio na każdym kroku. Chyba nigdzie nie ma tak negatywnego nastawiania do blogerek jak u nas. Przykro mi też, że przez pryzmat wpadek kilku osób oceniana jest cała blogosfera i obrywamy za błędy koleżanek z branży. Denerwuje mnie także, że często chcą z nas zrobić specjalistki od wszystkiego, co jest związane z modą. Prawdą jest, że na swoim blogu zajmuję się głównie pokazywaniem swoich dziennych propozycji ubioru. Robię fotorelacje z podróży, ale niespecjalnie wypowiadam się na tematy związane z modą. Nie zajmuję się recenzją kolekcji projektantów, a według niektórych to jest bardzo złe posunięcie, bo blogerka powinna przede wszystkim pisać o modzie. Nieprawda! Każda wybiera swoją własną drogę prowadzenia bloga.
Co mnie z kolei cieszy? Cieszę się na pewno, że zaczęto traktować blogerów na poważnie. Blogerzy angażowani są do dużych kampanii, współpracują z najlepszymi markami, mogą rozwijać swoje pasje. Kiedyś na pewno tak nie było.
A jak było kiedyś?
Kiedyś wiele firm traktowało blogerów niepoważnie. Firmy chciały, aby blogerzy reklamowali rzeczy za darmo, bo przecież nie należy się za taką działalność żadne wynagrodzenie. Nie doceniano tego, że bloger naprawdę ma ogromną siłę przebicia, że sam zdobył dziesiątki tysięcy czytelników.
Można pokusić się o stwierdzenie, że reklamodawcy to starzy wyjadacze. Wielu z nich robi wszytko w barterze, albo wręcz dla idei. Co byś poradziła wolnym strzelcom, którzy chcą się odnaleźć w oceanie pełnym rekinów?
Trzeba samemu wszystko przejść na własnej skórze. Sama popełniłam w trakcie swojej „kariery” wiele rożnych mniejszych lub większych błędów, których w tej chwili na pewno bym ponownie nie popełniła. Wiem, że „pouczanie” młodszych stażem koleżanek często jest jak walka z wiatrakami. Nie angażuję się w takie dyskusje, ale bywam obserwatorką dyskusji znanych blogerek z mniej doświadczonymi i najczęściej nie mogą znaleźć wspólnego języka jeśli chodzi o kwestię biznesu, zarabiania na blogu i tak dalej.
Ktoś, kto tylko powierzchownie patrzy na Waszą pracę, nie widzi ile wiąże się z tym kwestii. Jak wobec tego dobrze spożytkować popularność i autorytet, który zbudowałaś? Masz już plan, jeśli chodzi o następnych kilka lat prowadzenia bloga?
Cały czas działam w tym kierunku. Nie chcę jeszcze zdradzać zbyt wiele, bo jestem w trakcie załatwiania różnych spraw. W każdym razie chciałabym, aby blogowanie przerodziło się w coś większego, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że całe życie nie będę w tym momencie, w którym jestem teraz. Staram się także wykorzystywać swoją popularność nie tylko do własnych korzyści, dlatego pomagam bezdomnym zwierzętom w schroniskach. Zorganizowałam już jedną dużą akcję, która wiązała się ze zbiórką pieniędzy, ale na tym na pewno się nie skończy.
Co byś zrobiła, gdyby ze starej lampy znalezionej na strychu wyskoczył Dżin i mógłby spełnić jedno Twoje życzenie, dotyczące mody w Polsce?
Dobre pytanie. Poprosiłabym, aby znane, dobre światowe marki były znacznie bardziej dostępne niż do tej pory. No i skoro angażujemy już w to Dżina, to mógłby sprawić przy okazji, by ceny były również przyjemniejsze dla naszych portfeli.
Rozmawiała: Sandra Kieler, Zdjęcia: jestemkasia.com
Rozmowa z Katarzyną Gorol, autorką bloga jestemkasia.com, rozmawiała Sandra Kieler | Magazyn Exclusive Info