Szukaj

Szafa Blogerki – wywiad z Joanną Glogazą

Rozmowa z autorską bloga oraz książek o modzie zrównoważonej
Joanna Glogaza, fot. Robert Jędrygas

Joanna Glogaza od 2008 r. prowadzi jeden z najbardziej popularnych blogów modowych w Polsce

Kamil Słowik: Opowiedz proszę, w jaki sposób działasz i co jest ważne dla Ciebie w prowadzeniu swojego bloga.

Joanna Glogaza: Mam specyficzne podejście do mody. Panuje przekonanie, że jeśli ktoś pisze o modzie, to musi co chwilę kupować nowe ciuchy z każdej kolekcji po to, żeby nie zanudzać czytelników cały czas tym samym. Ja nie cierpię mieć dużo ubrań, więc niedawno wywaliłam pół szafy i dążę do tego, by swoje stroje zmieścić w jednej walizce. Chcę mieć tylko te rzeczy, które są dla mnie perfekcyjne, takie, które mi się nie znudzą. Nie będę zastanawiać się, w co się ubrać. Chcę mieć ograniczony wybór, bo zbyt duży to jest zło. Doszłam też do wniosku, że jeśli bloger zachęca czytelników jedynie ciągle zmieniającymi się ciuszkami, to coś tu jest nie tak.

Gdy stajesz rano przed szafą, czy martwisz się, że nie masz się w co ubrać, czy też analizujesz, co na siebie włożyć już dzień wcześniej?

Nigdy nie myślę, co na siebie włożę dzień wcześniej. Ale często miałam tak, że nie wiedziałam w co się ubrać, bo po prostu miałam mnóstwo przedziwnych ubrań. Dopiero, gdy zaczęłam studiować w Warszawie, zweryfikowałam mój sposób ubierania się. Jechałam na trzy dni i miałam jeden plecak, bo nie chciało mi się targać ze sobą walizki. Wtedy okazało się, że nie mam się w co ubrać! Kiedy wyrzuciłam wszystkie rzeczy, w których nie mogłam już chodzić i uzupełniłam wszystkie braki z odzieży klasycznej, to teraz okazuje się, że zawsze mam co na siebie włożyć, mimo iż wybór mam znacznie ograniczony.

A czy Twoja pasja zrodziła się z kolekcjonowania ciuchów, czy też zainspirował Cię jakiś zagraniczny blog?

Czytałam polskie blogi. Gdy zakładałam swój, było ich od pięciu do dziesięciu, teraz jest ich około 800. Założyłam mój blog dwa tygodnie przed maturą, bo doszłam do wniosku, że przecież trzeba się też zająć czymś innym niż nauka. (śmiech) Kiedy go zakładałam, nikt nie przypuszczał, że ktoś więcej niż najbliższe grono będzie go czytać, że będzie można na nim zarobić. Napisała o mnie jedna gazeta, potem kolejna, powstały pierwsze agencje zrzeszające blogerów i reklamodawców. Trafiłam w idealny moment z moim blogiem! (śmiech) Dzięki temu, że zaczęłam tak wcześnie i blogowanie na temat mody nie było aż tak popularne, miałam czas, żeby nauczyć się robić zdjęcia, obsługiwać html, zastanowić się nad myślą przewodnią bloga tak, żeby zainteresować czytelników czymś więcej niż tylko kolejnym kupionym ciuchem.

A co możesz powiedzieć na temat dress code’u stosowanego w korporacjach?

Ostatnio dużo się mówi, żeby to porzucić i zrobić jeden wielki casual friday, ale to Mark Zuckerberg może sobie chodzić w bluzie i klapkach. Uważam, że ludzie, którzy na co dzień mają kontakt z klientami i pracują w dużych korporacjach, powinni zachować pewien poziom. To oczywiście nie oznacza, że wszyscy mają wyglądać tak samo!

Co w takim razie mogłabyś poradzić osobom pracującym w takich centrach?

Gdybym pracowała w biurze, starałabym się przenieść ogólne założenia mojego stylu, czyli to, jak lubię się ubierać na co dzień, kiedy nie jestem w pracy. Przekopiowałabym je do biurowej odsłony. Ja lubię ubrania inspirowane męską modą, zakładałabym więc chinosy z podwijanymi nogawkami i zaprasowanym kantem, i nie do końca dopasowaną koszulę. Chodzi o to, żeby nie kupować garsonki jak każda pani sekretarka w myśl zasady, że jak każda tak ma, to tak ma być!

W takim razie jak według Ciebie powinien wyglądać styl business casual?

Jak? Dokładnie tak, jak ty tego chcesz, poruszając się w obrębie narzuconych reguł, które często pozostawiają duże pole manewru, pod warunkiem że nie jesteś sędzią i chodzisz w todze! Ja mam zresztą swoją teorię minimalizmu, która mówi, że lepiej kupić na sezon trzy rzeczy, ale bardzo dobrej jakości. Szczególnie w przypadku ubrań biznesowych, które zazwyczaj są proste w formie, widać czy szwy są krzywe, czy podszewka wystaje itd. Ja zawsze dążę do tego, żeby wszystkie kupowane przeze mnie rzeczy spełniały w stu procentach moje oczekiwania. Kupię coś dopiero wtedy, kiedy w pełni mnie zadowoli, inaczej będę szukała, aż znajdę. Prędzej czy później, ale w końcu znajdę! (śmiech) Zwłaszcza, że styl biznesowy się właściwie nie zmienia, a można go urozmaicić różnymi dodatkami. Poza tym mówimy zdecydowane „nie!” poliestrowym bluzkom, szczególnie w lecie!

Gdzie się ubierasz?

Kupuję rzeczy w sprawdzonych sklepach. Mam taki, w którym są super skarpetki dobrej jakości i to jest moja baza skarpetkowa. Wiem, gdzie są super koszule i t-shirty – i tam je kupuję. Nie zwracam uwagi na metkę, tylko na jakość – to jest najważniejsze. Nigdy nie kupiłabym koszulki z wielkim logo producenta. Wychodzę też z założenia, że lepiej kupić jedną parę spodni w sezonie za 500 zł, niż trzy pary po 80 zł. Przy okazji to jest ekologiczne!

Dużo osób dojeżdża do pracy na rowerach. Jaki strój im polecisz jako doświadczona rowerzystka?

Wiadomo, że nikt nie przyjedzie do biura w obcisłych gatkach rowerowych. Mogę polecić buty z nieślizgającą się podeszwą. Obcas też może być, ale ważna jest podeszwa. Ja nawet wolę jeździć w obcasach, bo przynajmniej istnieje szansa, że dostanę do ziemi jak stoję na światłach. Nie można mieć zbyt luźnej spódnicy, bo wiatr może ją podwiewać, ale też nie może być zbyt obcisła, bo się nie usiądzie na siodełku!

Rozmawiamy w zasadzie głównie o kobietach. A co powiesz o męskich strojach?Czy zawsze musi to być zestaw: marynarka, koszula i jeansy?

Mnie śmieszy to, że wszyscy zawsze wyglądają tak samo! Mężczyźni bardziej sugerują się męskimi ikonami stylu niż kobiety i przez to noszą zawsze te same modne rzeczy. Natomiast jest spora grupa mężczyzn-bloggerów w Polsce, którzy są bardzo zakręceni na punkcie garniturów szytych na miarę! Wiedzą więcej o materiałach niż ja. To jest fajne, bo na przykład na lato noszą jasne garnitury, czego nie spotyka się często na naszych ulicach, a przecież to jest wygodne, przewiewne i na pewno lepsze niż ciemny garnitur! Tacy mężczyźni przywiązują ogromną wagę do detali! Czy wiesz co to poszetka?

Nie.

Chusteczka w garniturze. Oni wiedzą i rozmawiają o tym bardzo zawzięcie. Podobnie muszki, szelki, okulary itd. Są coraz bardziej zauważalni. Ktoś ostatnio pytał jednego blogera, Mr Vintage, o stroje kibiców – to świadczy o tym, że ich widać! Jest też Vislav, który mieszka na wyspie na Bałtyku. Ubiera się świetnie, w stylu marynistycznym, tworzy genialne połączenia kolorystyczne. Czytelnicy jego bloga pytają go często, jak to jest, że przychodzi w czerwonych spodniach i granatowej koszuli na spotkanie zarządu, a on zawsze odpowiada, że pracuje dlatego, że jest specjalistą w swojej dziedzinie, a nie dlatego, że chodzi w szarym garniturze. I tego jeszcze u nas brakuje, zbyt dużą uwagę przywiązuje się do wyglądu. Paradoksalnie to muszę podkreślić!

rozmawiał: Kamil Słowik