Szukaj

Praca biurowa nie wymaga wysiłku fizycznego i wykonywana jest zazwyczaj w pozycji siedzącej. Jest więc uważana za lekką. Jednak długotrwały brak ruchu oraz unieruchomienie kręgosłupa może doprowadzić do schorzeń mięśniowych i szkieletowych. Odrywacie głowę od monitora i czujecie, że potrzebujecie masażu ramion i karku? Okazuje się, że to całkiem możliwe i to za pieniądze pracodawcy! 

20 minut odprężenia

Początki sięgają roku 1983, kiedy stworzony został specjalny fotel przeznaczony do wykonywania masażu w miejscu pracy. Masażyści przyjeżdżają do firm z własnym sprzętem i dbają, aby wszystko odbyło się szybko i sprawnie niczym podczas meczu piłkarskiego. Być może masowanie w pracy wydaje się być krępujące, ale takie nie jest! Nie ma konieczności ściągania ubrań, nie używa się żadnych olejków. Pracownicy nie mają wyrzutów sumienia z powodu opuszczenia stanowiska pracy, gdyż cała operacja zajmuje najwyżej 20 minut. Osoby, które korzystały z tego typu udogodnień, nie uważają, że są one przeszkodą w efektywnym wykonywaniu obowiązków.

Ostrzenie piły

Choć tego rodzaju korzyści pozapłacowe nie są jeszcze u nas standardem, to jednak na rynku pojawia się coraz więcej profesjonalnych masażystów oferujących usługi u klienta, również w biurze. Natomiast korporacje, które już zdecydowały się zagwarantować swoim pracownikom taki benefit, nie omieszkają zaznaczać tego faktu na każdym kroku.

W licznych firmach Europy Zachodniej oraz Skandynawii masaż w pracy stał się niezbędnym elementem codziennego życia korporacji. To trochę tak jak w anegdocie o ostrzeniu piły przez drwala. Operacja ta nie przyczynia się wprost do pozyskania większej ilości drewna, ale w pewnym momencie efektywność spada tak bardzo, że trzeba zregenerować narzędzie pracy – lub w tym przypadku – siebie samego.

Czas na… drzemkę!

Innym pomysłem na poprawę efektywności pracowników jest możliwość drzemki w pracy. Chociaż może się to wydawać fanaberią oraz szczytem lenistwa, to praktyka biznesowa potwierdza uzyskiwane w ten sposób przez firmę korzyści. Oczywiście nie wystarczy samo zezwolenie pracownikom na drzemkę. Klawiatura nie jest chyba najprzyjemniejszym miejscem do spania. Firmy, które decydują się na takie rozwiązanie zapewniają specjalne pokoje z leżankami, gdzie można odpocząć przez ściśle określony czas. Takie rozwiązanie jest praktykowane w Australii, Ameryce Północnej oraz krajach śródziemnomorskich. U nas pojęcie sjesty nie jest aż tak silnie zakorzenione i spanie w pracy na razie funkcjonuje poza oficjalnym obiegiem. Nie da się jednak zaprzeczyć, że możliwość ucięcia sobie oficjalnej drzemki od czasu do czasu nie byłaby głupim pomysłem. W końcu Napoleon sypiał po 15 minut między wykonywanym zadaniami i jak wiadomo potrafił wiele osiągnąć. Zatem słodkich snów w pracy!

Tekst: Karolina Burdyl

Foto: Chris Costes, Attribution 2.0 Generic (CC BY 2.0)