Szukaj

Internet rzeczy według twórców Estimote

Naszymi rozmówcami są Aleksandra Puchta i Chris Wacławek z Estimote, a rozmawiamy w jednym z krakowskich coworków
Założyciele Estimote, fot. materiały prasowe

Dlaczego młode firmy technologiczne tak rozbudzają wyobraźnię? Po pierwsze robią rzeczy, które znamy tylko z filmów science-fiction. Po drugie, dają chyba jedyną realną obietnicę oszałamiającego sukcesu w krótkim czasie. Po trzecie, pachną mitem Doliny Krzemowej i historii internetowych guru. Wszystkie te rzeczy znaleźliśmy w rozmowie o „internecie rzeczy” z firmą, o której jeszcze wiele usłyszycie

Jaka jest wizja, którą realizujecie? Co oznacza pojęcie „internet rzeczy”?

Nasza wizja to połączenie świata fizycznego z Internetem, wchodzenie w interakcje z przedmiotami za pomocą Internetu. Mówi się, że smartfony ułatwiają nawigację. Ale większość czasu spędza się pod dachem, na małym obszarze. Wtedy, smartfony głupieją. Nie potrafią poprowadzić do właściwych drzwi w biurze, do właściwej bramki na lotnisku czy w sklepie do konkretnego produktu.

Do tej pory nie było technologii, która by to umożliwiła. Na przykład identyfikacja przy zastosowaniu fal radiowych RFID wymagałaby oklejenia całego świata tagami. Podobnie QR kody, które dodatkowo wymagają skanowania i są mało estetyczne. A teraz wyobraźmy sobie, że wchodzimy do muzeum i przed obrazem Mony Lisy nasz telefon sam wyświetla informacje przygotowane przez muzeum. Albo, że w sklepie meblowym nie musimy już zapisywać na kartce nazw mebli, a później szukać ich w magazynie. Czy też w sklepie odzieżowym interesująca nas para jeansów, po zbliżeniu się do niej podaje czy dostępny jest nasz rozmiar lub czy dostaniemy na nią rabat. To nie wizja przyszłości. Robimy to właśnie teraz. Jest to możliwe dzięki nowemu standardowi Bluetooth Low Energy, który można mieć cały czas włączony bez szkody dla baterii. Pozwala on na komunikację z otoczeniem za pomocą specjalnych nadajników – beaconów.

Jak to się stało, że kiedy pojawiła się nowa technologia, w tym przypadku energooszczędny Bluetooth, byliście od razu gotowi na wykorzystanie jej w biznesie?

Zanim pojawiła się ta technologia, działaliśmy już od lat na rynku IT. Nie ma czegoś takiego jak wyjątkowa okazja. One pojawiają się cały czas, tylko trzeba być na nie gotowym. Sam pomysł wart jest niewiele, jeśli nie ma się potencjału, by go zrealizować. Rozmowa o pomyśle jest warta tyle co napoje zamówione do tej rozmowy w kawiarni. Wiele pomysłów, które wydawały się przełomowe okazało się trudne do wdrożenia. Pomysł na platformę dostarczającą telefonom kontekstu świata realnego zrodził się na jednym z krakowskich placów zabaw. W czasie, gdy jeden z założycieli opiekował się swoimi dziećmi. Inspiracją byli rodzice znajdujący się w jednym miejscu, doglądający dzieci, a jednocześnie skupieni na ekranach swoich telefonów. Początkowo idea zakładała stworzenie sieci reklamowej w oparciu o kontekst świata rzeczywistego – tłumaczy Ola Puchta, Community Manager Estimote.

W typowy dla start-up’u sposób pomysł wielokrotnie ewoluował, stając się w końcu platformą dostarczającą telefonom kontekstu świata rzeczywistego i łączącą przedmioty z żytkownikiem przy pomocy telefonu i internetu. Żeby to dobrze zrobić oprócz oprogramowania postawiliśmy też na produkcję swojego własnego hardware’u i to tutaj, na miejscu w Krakowie. Oczywiście w dłuższej perspektywie jesteśmy firmą software’ową, gdyż każdy hardware po pewnym czasie stanie się powszechnie dostępny. Ale jeśli poważnie myśli się o robieniu software to powinno się produkować także własny hardware. Ale nawet robiąc własny hardware nie łatwo jest nawiązać współpracę z dużymi firmami z branży.

Jak się zatem robi skalowalny projekt i jak pozyskać na niego pieniądze z zewnątrz?

W start-up’ach równie ważnym zadaniem oprócz pracy nad produktem jest pozyskiwanie finansowania. W tym przypadku Estimote zyskało wsparcie aniołów biznesu z Europy, które pozwoliło na zbudowanie zespołu najlepszych inżynierów i designerów, od początku projektu tą częścią zaopiekował się Rafał Han – znany inwestor i przedsiębiorca z Krakowa. Założyciele poświęcili się pomysłowi pracując z jednego z co-work’ów krakowskich, starając się jednocześnie znaleźć jak najbliżej rynku amerykańskiego. Determinacja i upór sprawiły, że zespół dostał się do najbardziej prestiżowego programu dla start-up’ów YCombinator, do którego trafia tylko 50 najlepszych projektów z całego świata. Sam fakt dostania się do programu był ogromną nobilitacją, która otworzyła wiele drzwi. Największą korzyścią okazała się sieć kontaktów. Spotkania z największymi funduszami VC (venture capital – red.), najbardziej liczącymi się firmami i start-up’ami, które osiągnęły największy sukces stały się możliwe. Wymagało to naszej inicjatywy, ale pozwoliło zainteresować projektem kluczowych klientów oraz amerykańskie fundusze VC. Jeśli chodzi o finansowanie przedsięwzięć technologicznych, to wydaje się, że w Polsce jest wystarczająco dużo możliwości. Od początku rozwoju danego projektu trzeba wiedzieć skąd będzie się czerpać kapitał, gdyż każdy
typ finansowania daje nieco inne możliwości i ma też inne wymagania.

Pozyskanie inwestora nie może być celem samym w sobie, ale musi być logicznym rozwinięciem prowadzonego przedsięwzięcia. Jeśli ma się dobry produkt wtedy znajduje się też dobrego inwestora. Jeśli nie może się pozyskać finansowania, to też jest pewien sygnał ostrzegawczy, że być może samemu produktowi czegoś jeszcze brakuje.

Jak pozyskać ludzi do innowacyjnego projektu dysponując niewielkim budżetem? Przecież w ambitnym start-up’ie kompetentni pracownicy są potrzebni od pierwszego dnia?

Rzeczywiście, aby zrobić coś naprawdę dobrego trzeba mieć doskonałych ludzi. Najlepiej szukać we własnym środowisku, najlepiej takich, którzy robią podobne projekty. Udział w ciekawym przedsięwzięciu motywuje. Ludzie, nawet jeśli są pracownikami utożsamiają się z tym co tworzą. Angażując ich w rozwój produktu możemy dać korzyści, których nie uzyskają pracując w dużej firmie. Jeśli sprawdzą się w start-up’ie, który odniesie spektakularny sukces ich wartość na rynku pracy wzrośnie błyskawicznie. Ale wtedy też firmę będzie stać by zaoferować im konkurencyjne warunki. Najcenniejszą umiejętnością, której uczy start-up jest wielozadaniowość. Chcąc sprawdzić się w tak wymagającym otoczeniu nie można nastawić się jedną umiejętność. Wcześniejsze doświadczenie też nie determinuje kandydata. Ludzie uczą się nowych rzeczy. Jeśli chodzi o dostęp do pracowników to polski rynek, zwłaszcza duże ośrodki akademickie, są doskonałe dla nowych firm. Panuje żartobliwa opinia, że kiedy programista pojedzie do Doliny Krzemowej, zanim wyjdzie z lotniska już spróbuje go zrekrutować jeden z gigantów technologicznych. W rzeczywistości nie jest to dalekie od prawdy. Podobno w czasie największej bańki internetowej doszło do tego, że wokół okrągłej siedziby firmy Oracle, w której prowadzono rekrutację, latał wynajęty samolot z banerem rekla-
mowym konkurencji.

Większość ludzi ma wyobrażenia o pracy w start-up’ie oparte na filmach. Te pokazują bardzo luźną i kreatywną atmosferę. Ale bez dyscypliny chyba jeszcze nikt daleko nie zaszedł?

Powiedzmy to sobie szczerze, ponadprzeciętne efekty pracy osiągają tylko ci, którzy pracują rzeczywiście ciężko. Jeśli marzy się komuś lekki i przyjemny biznes, to być może będzie faktycznie lekko i przyjemnie, ale niekoniecznie będzie z tego firma. Zespół powinien robić dwie rzeczy. Pierwsza to rozwój produktu. Druga to kontakt z klientami. Jeśli zajmujemy się czymś innym, jest szansa, że tracimy czas. Każdy powinien być zaangażowany w kontakt z klientami. Nie ma się czego wstydzić. Można powiedzieć więcej. Sprzedaż to miejsce, gdzie produkt zderza się z rynkiem. Jeśli od razu potrzebni są zewnętrzni sprzedawcy to znaczy, że produkt nie jest skalowalny. Jeśli to co robimy jest dobre, to z rynku zawsze powinno pojawić się po pewnym czasie naturalne zapotrzebowanie. Poza tym na początku klienci dają mnóstwo informacji zwrotnych, więc osoby zaangażowane w rozwój produktu powinny mieć z nimi kontakt.

Własną firmę zakłada się po to, by więcej zarabiać i uzyskać równowagę między życiem a pracą. Jak to się ma do ciężkich garażowych lat, które są tyleż romantyczne co wyczerpujące?

Rzeczywiście 80-godzinny tydzień pracy nie jest niczym niezwykłym, jeśli chce się zrobić projekt o wysokiej stopie zwrotu. Również giganci rynkowi kiedyś tak pracowali. Ale obecnie wielu z nich daje dobry przykład swoim pracownikom. Jeden z naszych znajomych miał okazję pracować w bezpośrednim otoczeniu szefa Facebooka i okazuje się, że Mark Zuckerberg nie siedzi po godzinach. Pewnym przełomem zawsze jest pozyskanie strategicznego inwestora lub wyjście na giełdę. Inwestorzy oczekują dużego i stabilnego zwrotu, a ten można osiągnąć tylko dzięki odpowiedniej strategii, a nie nadludzkim poświęceniom zespołu siedzącego po godzinach. Mimo, że brzmi to jak oczywista oczywistość największym kapitałem firmy są wykwalifikowani pracownicy. Dlatego ich work-life-balance to nie dodatek, a podstawa długoterminowego sukcesu.

Działacie w dynamicznej branży. Co Waszym zdaniem przyniesie przyszłość? Jaka będzie następna wieka rzecz?

Jeśli mowa o rynku, na którym działamy to właśnie trend łączący innowacje w obszarze hardware’u oraz internet of things, który pozwoli wykorzystać możliwości Internetu w świecie rzeczywistym. Bluetooth Low Energy i technologia iBeacon rewolucjonizują świat pozwalając na podłączenie dowolnych przedmiotów do Internetu i umożliwią interakcje z nimi przy pomocy telefonów. Zastosowania i miejsca, gdzie można je wykorzystać są niezliczone. Zwracają się do nas muzea, które tworzą całe wystawy oparte na tej technologii, szpitale, które chcą przetestować naszą technologię, czy inne start-up’y. Tak jak każda nowa technologia, swój prawdziwy potencjał i możliwości zastosowania ujawni ona dopiero wtedy, gdy stanie się powszechna.

z Aleksandrą Puchtą i Chris’em Wacławkiem z Estimote rozmawiał: Szymon Wachal
zdjęcia: estimote - materiały prasowe